Sichów, 31 III 44
Kochana, miła, najdroższa,
jest słońce, nieruchomy lazur, jakaś cisza mszalna, jak czasem w skwar lipcowego popołudnia, tylko bardziej podniecająca. Zagony ozimin spływających z dwu łagodnych wzgórz wynurzają się ze śniegu jak ze snu, wprost na oczach. Lasy z granatowych miejscami robią się rude. Chłopi także jakby się przebudzili, jeżdżą z drzewem, baby z kobiałkami jaj na jarmark do Staszowa. Poznałam już trochę ludzi ze wsi: fryzjera Wyrara, który jest bednarzem – chytry, sprytny gaduła, Legancową, babę jędzę, która rzuca uroki – istotnie ma coś z wiedźmy; szewca Drożdża, postać ewangeliczną, który wziął 10 zł za podbicie butów; Wysockiego, draba i Wacha, urodziwego gospodarza zabijakę, który bił wczoraj świnię. Od niego posyłam Wam wędlinę na święta.
Najzabawniejszy, wprost pasjonujący jest Józio – nic go nie obchodzi. Przychodzi tu po południu i naśladuje głosy ptaków. Jest jedynym człowiekiem, który nie kradnie na cały powiat. U ciotecznego brata przepadły cenne rzeczy, on żałuje tylko dubeltówki swego dziada. Oddaje Zosi wszystko, co zarabia. Sam nie zostawia sobie nic. Ale ponieważ urzędowa pensja wynosi mało, niewiele z tego płynie dla Zosi korzyści. Kiedy ukazuje się jakaś szansa zdobycia kaszy czy mąki, patrzy na Zosię z wyrzutem: na co ci tyle?! Zosia sprzedała futro jakiemuś urzędnikowi, kt[óry] winien jest jeszcze dwa tysiące. Józio jest przerażony, kiedy Zosia prosi, aby się upomniał o pieniądze. Wreszcie po długich naleganiach obiecuje i mówi temu panu w toku rozmowy, że Zosia pewnie pojedzie w lecie do Solca. Ręce zaciera, oto mu się udało. Nie uraził kolegi, kt[óry] opuszcza biuro i wyjeżdża, a równocześnie spełnił obietnicę daną Zosi. Nie przyjdzie mu na myśl, że ów pan Jaszczyk nie mógł się domyśleć, że wzmianka o wyjeździe Zosi do Solca była kategorycznym domaganiem się pieniędzy. Ale Józio na pół dnia jest wesół jak szczygieł.
Dziś Balicki sieje tytoń w inspektach, Wojtek przy tym asystuje. Żyje całą duszą w gospodarstwie Balickich. On, który w domu nie chce jeść cielęciny, tam zajada się cebulą na oleju, kartoflami, pieczonymi burakami cukrowymi. Uwielbia, kocha Ignasia, trzynastoletniego, powolnego chłopaka. Ignaś rano przynosi wodę, a Wojtek nieśmiało i z pokorą patrzy na niego. Wojtek marzy, że będzie miał gospodarstwo razem z Ignasiem. Przecież musi być dwóch do sieczkarni – tłumaczy matce. Ale Ignaś, jak ów agricola, ma inne plany. Wczoraj mówi do Wojtka: „Woojtek? – Co? – Wojtek, jak Twój tato wróci, pódzies do miasta. – Może. A weznies mie z sobo? – Wezmę. – Woojtek? – Co? – A jak ci tato kupi ato, to naucys mie być szoferem”. Wojtek się zgadza. Ale jest markotny: „Tymczasem Łania (ukochana krowa) nam zdechnie, jak będziemy w mieście”. Na święta ma obiecane, że zaprosi Ignasia na śniadanie. Jest to największa przyjemność.
Z Zosią wczoraj przyjemny minął wieczór. Opowiadała o swojej ucieczce z księżnąWe wrześniu 1939 r. Zofia Radziwiłł próbowała przedostać się na wschód Polski, ale zawróciła z Sandomierza z powodu spalonego mostu na rzece. do Sandomierza w 39 roku i różnych bardzo zabawnych i tragicznych przygodach i losach ludzi z okolicy.
Piszę Ci te nieciekawe rzeczy i błahostki, ale tu niewiele dzieje się rzeczy ważnych. Bardzo dużo piję bimbru i masę palę. Sypiam bardzo mało. Cały dzień jest wspólne życie, krzątanie się, ciągła robota.
Jak się czujesz? Czy zaczęłaś nową robotę? Czy balkon posprzątany, a „plotki”Nie udało się ustalić, jakie rośliny miała na myśli Kowalska; być może mowa o flancach. przesadzone? Czy uczysz się łaciny?Maria Dąbrowska uczyła się łaciny z Jerzym Kowalskim. Zastanawiam się, czy to nie kłopot, że listy do Jerzego posyłam na twój adres? Dziś jeden posłałam na nr 25, bo myślę, że Ci to wadzi, dostarczać pocztę J[erzemu]. Nie mam od niego znaku żadnego. Nie wiem, czy mój kosztowny telegram doszedł czy nie.
Tu w okolicy dwie wielkie żałoby o 15 kmMowa najprawdopodobniej o wydarzeniach z 17 marca 1944 r., kiedy to członkowie oddziału partyzanckiego „Jędrusie” zastrzelili w Koprzywnicy czterech Niemców, za co w odwecie kilka dni później rozstrzelano tam czterdziestu Polaków..
Całuję Cię, pana Stanisława również
Anna