Sichów, 5 IV
Przed wieczorem na przechadzkę, „moją” drogą. Powietrze ciche i miękkie, pachnie. Ale mimo że piję chciwie tę wiosnę, żal mi skrzypiącego śniegu i tego zimowego świata, który mnie tu przywitał. Przystawałam przy każdym drzewie jak przy stacjach męki pańskiej. Każde dalsze drzewo było tylko karbem na szarej przestrzeni czasu. Mogło być tylko gorzej, bliżej pustego wieczoru i pustej nocy. Dziś zatrzymałam się nie przy ciernistej akacji, która nie odbija się już tak pięknie jak na śniegu, ale przy brzozie. Rosną tu trzy wysokie, wyższe prawie od starych lip. Kora zrobiła się na nich gładka, gładziusieńka; nie ma chyba gładszej rzeczy na świecie – oprócz jednej, którą poznałam. Gałęzie brzozy już mają tę miękkość, kt[óra] czyni, że drzewo to wiosną jest podobne do fontanny. Chwieją się w wilgotnym powietrzu jak w wodzie. Jest cicho, ale ja wiem, że myślą: „puść, puść”, więc puszczam biały pień, garbię się mizantropicznie i walę przed siebie na wzgórza rytwiańskie.
Chyba od czasu wojen szwedzkich nie było tu tylu romantycznych rycerzy, schadzek, pojedynków, zajazdów. Trochę z tej ariostowejOdwołanie do twórczości Ludovico Ariosta fantasmagorii opyla się i o cichy domek Zosi, jako że zalotnik, choć nie zna włoskiego, czyni, jak mówi poeta: vo per monola mio, strane avvanture, qua or là cerchando.
Powojenna epoka powinna być nieprzytomnie romantyczna. Co drugi młodzieniaszek żyje jak Childe Harold. Zamiast starać się o awans na poczcie czy przy kolei dowodzi przynajmniej jednemu kamratowi, a sobie usiłuje czynem dowieść, że staje się wodzem. Trzeba będzie stwarzać pułki Farysów, gdzie każdy szeregowiec będzie nosił tytuł wodza. Przecież nic tak się nie zdewaluowało jak stopnie dowódców. Dawny kapitan, capitano, wódz, stał się niższą szarżą. Cóż szkodzi wymyślić nową nazwę. Odwykłam od takiej czysto męskiej i młodej atmosfery. Ma to dziwny urok, jak pierwsze utwory mickiewiczowskie, świeżyzny świeżo ściętych drzew, traw, coś trochę dzikiego, prymitywnego, niewystarczającego, a równocześnie doskonałego. To tylko my, którzy wiemy, umrzemy.
A.