[Nr] 17.
26 IV. Środa
Najdroższa moja, kochana,
dziś przyszedł Twój list z
21-go, odebrałam go, wychodząc do miasta, skąd mogłam wrócić dopiero za parę godzin, by odpisać. Nosiłam dużo ciężarów, ale Twój list był najcięższy, taką mnie napełnił rozpaczą i żałością, że cokolwiek bym zrobiła, napisała, pomyślała, czuła, nie jestem w stanie nic już ucieszyć Cię i uszczęśliwić, ale i bodaj odjąć trochę tej rozpaczy i boleści, której, na miły Bóg, tak niepotrzebnie się oddajesz. Cóż ja za idiotka jakaś jestem i gruboskórzec, że nie potrafię napisać tak, aby Cię choć trochę ucieszyć. Przecież chyba wiesz, jak strasznie chciałabym, żeby mój list sprawiał ci bodaj przyjemność – tymczasem na darmo, na darmo, wszystkim cię tylko ranię, obrażam. Cóż ja mam biedna, zrobić, powiedz? I wysyłam Ci wszystko, jak chciałaś, nie dałam nikomu tknąć paczek dla Ciebie, sama wszystko nosiłam na pocztę, żeby nikt nie załatwiał nic dla ciebie, tylko ja sama, to tego nawet nie zauważyłaś – pewno tak tylko żądałaś tego, owego – może Ci to nie było potrzebne. Nic nie rozumiem, co się z tymi listami kręci. Pierwszy list
i napisałam, i wysłałam do Ciebie w sobotę
15-go, widocznie nie wyprawiano już poczty i nadano go dopiero w poniedziałek. Listy z niedzieli i poniedz[iałku] wysłałam oba, o ile pamiętam w poniedziałek. Nie zwróciłaś uwagi, kochanie, że za każdym razem, kwitując Twoje listy, donosiłam Ci, że
między datą Twego listu, a datą stempla poczt[owego] rytwiańskiego jest zawsze co najmniej dwa dni różnicy. To samo jest teraz widać w
Warszawie. Dziecino szalona, skąd Ci przyszła do głowy taka brednia, że ja list dwa dni trzymam na biurku i „trzy razy na dzień mówię sobie itd.”. Kochanie, czy nie byłabyś śmiertelnie obrażona, gdybym ja Ci coś podobnego insynuowała? Z listami Twoimi biegnę natychmiast i to nie do skrzynki koło nas, ale na pocztę na
Nowogr[odzką] lub osiemnastką do
Filtrowej. Raz czekałam na pewną ważną wizytę, a strasznie chciałam wrzucić list, wiedziałam, że już na pocztę nie zdążę, a za pół godz[iny] wyjmują z naszej skrzynki przy
Śniad[eckich]. Wybiegłam więc i całą drogę odbyłam kłusem, kiedy wróciłam takim samym pędem bez tchu, mój gość już schodził z naszych schodów, nie mogąc się dostukać. Czy masz satysfakcję, czy to Ci wystarcza?
Annuś, jeśli może się zdarzyć, że nie wyślę listu natychmiast po napisaniu, to wtedy, kiedy celowo chcę go przetrzymać, aby doczekać się Twego (tak jak było z poprzednim wczorajszym lub jeśli jest święto i wiem, że już dziś nie wyjmą). Najmilsza, nie tłumacz sobie wszystkiego na złe – no i widzisz, głupieńka, tylko
ischias sobie zafundowałaś. O Boże, jak cię przywieść do jakiejś większej ufności? Kochana, dzień bez twego listu jest dla mnie jak stracony – mdły, smutny. Ja Ci opisuję wszystko, wszystko – mam wrażenie, że kilka moich listów zginęło, że zginął mój pierwszy list do
Sącza (w żółtej kopercie – bez numeru). A może jakiś zły czarnoksiężnik odmienia słowa moich listów? Nie wiem, czemu Cię bolą i ranią. Przyjadę do
Sichowa lub gdzie zechcesz, kwestia może być tylko
w wahaniu się daty, błagam, nie odczuj tego znowu jako boleść i obrazę, że nie mogę jeszcze
w tej chwili daty ustalić. Bądź dobra, mądra, kochana.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
O „sytuacji ponad siły itd.” przeczę, nie miałam, o szalona istoto, na myśli
ani Ciebie, ani mnie – tylko
dwu ludzi z nami związanych i przez nas unieszczęśliwianych. Więc uspokój się miła, czy tak musisz wszystko na gorzej tłumaczyć? Uśmiechnij się i na Boga, nie choruj.
[Dopisek na górze pierwszej strony:]
Wybacz nieczytelność – spieszę strasznie, żeby dziś jeszcze list zdążył być wyjętym ze skrzynki.
[Dopisek na marginesie drugiej strony:]
Czy otrzymałaś listy siódmy, ósmy, dziewiąty i jeden bez numeru? Czy otrzymałaś 1000 zł, sweter i firanki wysłane do Sichowa? Spieszę, bo zaraz wychodzimy na działkę i chcę zdążyć, żeby list zaraz wyszedł.