[Nr] 11.
17 IV. Poniedziałek
Kochana moja,
listy Twoje, podobnie jak tramwaje warszawskie, chodzą „stadami”. Dziś przyszły razem ranną pocztą trzy Twoje listy z 7
Tego dnia Kowalska wysłała dwa listy: https://tei.nplp.pl/document/1669 oraz https://tei.nplp.pl/document/1670,
9 i
10 oraz kartka z
12-go [kwietnia], prawdziwa „rekordzistka”, bo mając na datowniku poczt[owym] z
Rytwian datę
14 IV, przyszła już dzisiaj, więc na czwarty dzień, a inne przychodzą na szósty, siódmy lub ósmy nawet dzień. Prócz tego przyszła kartka do
p. Stanisława, dwie kartki do
p. Jerzego, do którego, sądząc z jego napomknień, za mało piszesz. Zmartwiłam się, że jeszcze 12-go nie miałaś 1000 zł, które przesłałam pięciu telegraficznymi przekazami 10 i 11 kwietnia do
Sichowa. Koszt wysyłki pokrył
p. Jerzy, tj. zwrócił mi, wbrew mojej woli, ale tak się awanturował, że musiałam ustąpić. Dziś popołudniową pocztą przyszły dwie paczki z ciastem świątecznym dla nas i dla p. Jerzego. Mydło i cukier do niego nie doszły, a 3-kil[ogramowa] paczka dla niego, przyszła uszkodzona z ukradzionym prawie kilogramem czegoś. Prosimy Cię wszyscy, nie wysyłaj więcej produktów, bo giną. Rób pieniądze i ten cukier sobie korzystnie sprzedaj. Ciekawam też, czy otrzymałaś firanki i sweter, które wysłałam w Wielki Czwartek.
Za listy strasznie, strasznie dziękuję. Bardzo mi brakuje codziennego od Ciebie listu, ale to nie Twoja wina, bo piszesz co dzień, poczta działa rzeczywiście w sposób zniechęcający do takiej, jaka by nam odpowiadała, korespondencji.
Kochana, gdzież ja nie lubię Twoich „nieosobistych” listów – wszystkie są śliczne i zresztą wszystkie tak bardzo osobiste. Tylko pierwszy był jakiś nadnaturalnie chłodny bez jednego cieplejszego słowa i to mnie zabolało. Widzę, że moimi dwoma głupimi listami zrobiłam Ci strasznie dużo przykrości. Jestem niepocieszona, ale już Cię przepraszałam i już wiesz, że żałuję. Ja doskonale wszystko rozumiem, ale sama też przecie podlegam uczuciom, zamącającym rozumienie. No, już wszystko dobrze, prawda? Już dobrze?
Kochaneńka.
Ja po Twoim wyjeździe byłam długo w fatalnym usposobieniu, teraz już się uspokoiłam i pogodniej na wszystko patrzę. Jutro wznawiam łacinę z
p. Jerzym. Pomału zabieram się też do pracy, tylko że wiosna wywołała mnóstwo dodatkowych zajęć. Dopiero w tych dniach flancuję „plotki” i robię z
Marychną „inspekta” na rozsady warzyw i kwiatów. Oni zaś szaleją z działką.
P. Stanisławowi tak to świetnie robi na humor i na wygląd, że nie mogę się sprzeciwiać. Dzisiaj i ja byłam po raz pierwszy na działce. Sieliśmy nawóz sztuczny i wyznaczali zagonki. Jest cudowne nieomal letnie ciepło, które nam bardzo dobrze robi i fizycznie, i psychicznie. Ale co będzie, co będzie?
W[arsza]wa jest przygotowana do walk ulicznych – na polu koło nas, przy Matce Boskiej, robią szaniec artyleryjski czy bunkier. Alarm dzisiejszej nocy zaczął się tak podobnie do majowego nalotu (kanonada, detonacje, razem z syreną alarmową), że ubraliśmy się, pootwierali okna i zeszli do piwnicy. Ale i z tego nic jeszcze groźnego nie wyszło, po dwudziestu minutach wróciliśmy – był zupełny spokój. Wizyta, o której donosił
p. Jerzy, nie dotyczyła ani jego, ani nikogo z domowników
Prawdopodobnie mowa o wydarzeniach z 29 III 1944 r., kiedy to w kilku mieszkaniach przy ul. Polnej, w tym także w lokalu zajmowanym przez Kowalskich pojawiło się gestapo. Powód najścia nie był znany, nikogo nie aresztowano.. Była zupełnie przypadkowa, jak kiedy ktoś przez omyłkę zadzwoni – i trwała chwilę. Ba, jest mnóstwo do pisania, a papier się kończy. Pierwszy nienumerowany list do
Sącza był dziesiąty, ten jest jedenasty.
Anneczko, jak ty daleko i coraz dalej odjeżdżasz. – Jakże bym chciała wyrwać się do Ciebie. Napisz, jak w
Sączu, czy długo tam będziesz, czy tam by dobrze było. Co prawda, gdy ten list otrzymasz, ja już będę miała od Ciebie te wiadomości.
Całuję,
M.