26 XII
Tamtą notatkę napisałam o czwartej rano. Teraz wstał już dzień – obmierzły, śmierdzący. Na próżno czepiam się pazurami oślizgłej ściany, drapię się ku górze, spadam z powrotem w ohydne dno mrowiące się od robactwa, od żmij. Coś takiego majaczyło mi się pół snem pół jawą przez resztkę nocy otrutą dwoma proszkami nasennymi. Jak dziecko niewierzące, że zabawka się stłukła, błagam Boga, żeby tamten list nie istniał, żeby przyszedł inny, zaprzeczający, jasny, szczery, żeby to się pokazało senną zmorą. Na próżno, na próżno. Nic się już nie odstanie, nie wróci. Nic, nic. Są tylko fakty fizyczne, tylko fakty fizyczne. Co znaczą słowa zapewnienia, kiedy czyny są inne – ty sama wiesz. Pogardzając sobą i tobą, kocham Cię zawsze, zrobię dla Ciebie wszystko – będę z tobą, przyjadę, ale tego skarbu wiary i zaufania, bez którego nie ma szczęścia ani uśmiechu, nie wskrzesi już nikt i nic.
Tym, co się kochają, nim się do Ciebie zbliżą, trzeba dawać do czy- tania twoje opowiadanie o oddaniu się nieznajomemu pijakowiNie udało się ustalić, o którym opowiadaniu Anny Kowalskiej mowa. – niech wiedzą, co ich czeka. I wszak to ty nieomal w pierwszy dzień naszej znajomości na ławeczce w ogródku we Lwowie powiedziałaś tak ładnie:
„Można prowadzić życie rozpustne, a pozostać czystą”. I to rozkoszne alibi: „nie kochasz mnie, więc mi wszystko wolno”.
Przed kilku dniami Jurek, idąc ze mną pod rękę do miasta, powiedział nagle: „Vous ne savez pas comme je vous aime”. Dziś widzę, jak te słowa głupiego pętaka toczą się przez jego życie, obrastają w zdradę, oszustwo, kurwiarstwo. Dzieci w drugim pokoju szczebiocą, śmieją się, śpiewają – piękne, „czyste”. Dzieci? Zawiązki przyszłego świństwa. Obłudne plemię człowiecze, żądne tylko spółkowania i krwi. Ja taka sama. Tylko żądza zemsty plącze się po chorej głowie. Trzy dni chodzę po pokoju, trzy noce nie śpię. P. St[anisław] myśli, że płodzę wielkie dzieło. Ja taka sama oszustka. Bluźniąc tobie, sobie samej pluję w twarz.
Czy jest jaki bóg rozpusty? Niechże natchnie mnie cyniczną jurnością, żebym spazmowała z radości, widząc cię w łóżku miotającą się z innym. Bo tak tylko teraz cię widzę.
O, mądrzy ludzie, co uciekają od miłości i chronią się w rozpustę.
Miłość jest ponad ludzkie siły, miłość to wieczna rozpacz.
Wiem, że dziś jeszcze będę żałować, że wysyłam te słowa. Wiem, że jutro przyjdzie znów napływ wielkodusznego „zrozumienia”. I tak z góry na dół i znów do góry na diablej huśtawce, na którą posadziła mnie nasza wspaniała, odważna, bohaterska, lojalna Andzia. Niech będzie błogosławiona mimo wszystko. I nie bój się – to przejdzie. Ja nie zawiodę, ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby pojąć i przyjąć. Wy- trzymaj ten mój atak szału. „Musi boleć, aż wyboli”, jak mówią chłopi. Wyboli. Żyć muszę i będę. I ty musisz, dla mnie. Gdybyś umarła, ja bym umarła także. Wybacz, bo to przecie zawsze – ja wszystkiemu winna.