Lwów, 5 IX 1943
Mieszkam u Jerzego; na Supińskiego nieprzyjemnie, jak się w czasie drogi od moich kuzynów
Kowalska miała najprawdopodobniej na myśli towarzyszy podróży do Lwowa.
dowiedziałam. Kieruj więc pocztę, jeśli łaska, na Jabłonowskich 8A m. 3.
Całe przedpołudnie przeglądałam Twoje dawne listy. Boże, jaka byłaś serdeczna, dobra i wcale nie skąpa w słowach. Po prostu nie mogę wierzyć, jak czytam. Czy jesteś czuła tylko dla obcych? Gdzież ty, kiedy tak do mnie miękko mówisz, jak pisałaś, o najdziwniejsza.
Dwa dni po przyjeździe byłam chora z nostalgii. Jerzy pytał: czemu płaczesz, czemu jesteś dziwna? Na szczęście jest zajęty i przejęty czym innym, tak że nawet różne moje dziwności mniej go dziwią.
Dopiero jak przyjechałam i weszłam w resztki tego, co było moim domem i przebywam z Jerzym i dotykam tych niewidzialnych kształtów mojego życia, tego życia sprzed wyjazdu do Warszawy – rozumiem, dlaczego się tak męczyłam. Jak naiwnie, z jaką niepokonaną nadzieją starałam się uchwycić i przykuć Twoją uwagę.
A ty ciągle umykasz, wymigujesz się, zawracasz na chwilę, płoszysz się i odbierasz się. Mówisz, (oh, charme slave!): zajmij się kimś innym. Mówisz tak po prostu, niemal życzliwie.
List. Żywy list od Ciebie. LT. Cudo, z pomidorami. Wcale nie zapomniałam. Kupiłam na drogę, ale były za miękkie!
Maryjko, Maryjeczko – Najwięcej ucieszyła mnie koperta, potem rozdarcie koperty, wyjęcie listu, zobaczenie pisma. Masz jednak od choroby inne pismo, niż w listach kt[óre] rano czytałam, ale o wiele podobniejsze do dawnego pisma, niż listy pisane zaraz po chorobie, a nawet sprzed pół roku.
Czemu nie napisałaś „ogromnego listu”, co by w nim było tak strasznego, żebym Cię znienawidziła? Kochana – jak możesz – jak możesz pisać, że nienawidzę wszystkiego, co stanowi Twoją istotę, kiedy hipnotyzuje mnie każda zapałka, kt[órą] po zapaleniu papierosa wrzucasz do popielniczki, każdą odprowadzam spojrzeniem – przez chwilę trzymałaś ją w ręku, przez chwilę świeciła się tuż przy twojej twarzy. Zazdroszczę Wyglądale, że zna Cię od tak dawna i to mnie zawsze wobec niego onieśmiela. Wszystkie twoje sposoby bycia i istnienia, twoje upodobania i wstręty, manie i liturgie codzienności, twój los, twój sposób życia, reakcje, przejęcie się, twoje sny, twoja arcytrzeźwość, wszystko co dobre i wielkie, przypadkowe i istotne czaruje mnie, wzrusza, więzi, męczy i uszczęśliwia. Podoba Ci się to nazywać nienawidzeniem. Dlaczego? Na co Ci to potrzebne, tak to nazywać? Na co? Wiesz, musisz wiedzieć, że ginę z miłości, że sobie poradzić nie umiem z tym uczuciem, a raczej z całym światem najróżniejszych uczuć, pasji, gniewów, żałości. Nie używam słów mocniejszych, bardzo są one anemiczne i tępe, abstrakcyjne i uchodzone, a nade wszystko daremne, niedosłyszane, niedoczułe, nieprzyjęte.
Jeżeli po tylu rozmowach wydartych z nigdy niedotykanych wspomnień, mówisz, jak mówisz, piszesz, jak piszesz, czy nie godziłoby mi się zamilknąć, zamrzeć i rozminąć? Co mam robić? Naprawdę nie wiem. Myślałam, że jak wyjadę, z daleka coś lepiej zobaczę, czy zrozumiem. Tymczasem boli mnie każdy metr drogi, która mnie od Ciebie odwiodła i męczy czas, który dzieli – a w tej chwili nawet nie mam siły myśleć o powrocie. Przez sam powrót nic się nie zmieni.
Biedny Jerzy, ma nie lada kłopot ze mną. Drżę o niego. To, że jesteśmy pod jednym dachem, czyni łatwiejszym znoszenie niepokoju, który mnie od dawna gnębi.
Nasza sąsiadka gra Ravela, jakby od tego zależało zbawienie świata. Towarzyszy to temu listowi –
Anna