2 V 44
Kochana moja,
nasza korespondencja ostatnio przypomina dwoje ludzi, którzy się chcą wyminąć, ale wykonując równocześnie ten sam ruch, tylko się zderzają. Ty nie chcesz, żebym się martwiła, ja nie chcę Cię przynaglać, wynik powinien być taki, że Ty tego dnia wyjedziesz z Warszawy, kiedy ja przyjadę na Polną. Uspokójmy się. Twoje telegramy i dwa ostatnie listy (siedemnasty i osiemnasty), i kartka uleczyły mnie z samolubstwa. Naprawdę zawstydziłam się. Moja dobra, najlepsza, całuję Twoje małe stopki, które tak biegają na pocztę, aby ułagodzić tam w Sączu tego wrzaskliwego, ponurego samoluba. Odpocznij. Nie pisz listów, nie chodź na pocztę, niewiele nawet myśl o mnie. Daję Ci urlop, pozwalam Ci zapomnieć nawet, że istnieję. Odetchnij. Prześpij się, umyj się i spokojnie frasuj się o kłopotliwe sprawy doczesne, a jeśli jesteś w nastroju – i o inne. Mam wrażenie, że chcąc Cię ukarać za to, że mnie nie ma koło Ciebie, doprowadziłam do tego, że przez pół dnia czytasz mój list, pół dnia piszesz, a resztę czasu spędzasz na poczcie. Jeśli mnie zniecierpiałaś, masz stokroć rację, anioł by tego nie zniósł. Proszę, zaklnij tam parę razy, to mi ulży. Przeraża mnie twoja dobroć, twój niepokój, gdyż widzę w tym tyle samo Twojej cnoty, co mojej niecnoty.
Nie cierpię ludzi silnych, których siła polega na tym, że zabierają dużo miejsca. Oprócz szantażystów typu kryminalnego, są takie jak nasza miła Anna. Tu po dwu tygodniach już wszyscy chodzą na palcach, aby Annie nie przeszkadzać, piją śniadanie w innym pokoju. Kucharka czeka, aż ja zawyrokuję, czy obiad był dobry. Pali się w moim pokoju. U mnie stoją najpiękniejsze kwiaty. Wyrwałam się z tego raju na dwa dni w góry. Przygód za wiele na ten wiotki papier. Byłam śród „gości sichowskich” w tak dzikiej, wspaniałej samotności, że wojna mi się „opłaciła”.
Tu dom żyje w przygotowaniach imienin pani Stasi 8 maja był dniem imienin króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.. Ważność przypisywana temu wydarzeniu każe myśleć o XVIII wieku. Nie wiem, jak to się dzieje, że małe miasto jest tak śmieszne, że ludzie w nim są groteskowi i to bynajmniej nie łagodnie śmieszni, ale potwornie powykrzywiani, w nieznośnej wprost intensywności typu. Nie tylko perły powstają w zamknięciu i samotności. To, co mówię, nie dotyczy, broń Boże, moich miłych gospodyń, ale prawdziwych starosądeczan: księdza dziekana, żyjącego (oczywiście! na przekór iluzjom biednego Jerzego) ze swą Kasią, dwu wikarych, których najmniejszym grzechem jest bezlitosne dla ich brzuchów obżarstwo i pijaństwo, aptekarz – potwór sprośności, z kt[órego] ust bez przerwy padają anegdoty, przypowieści, rebusy, kt[óre] mogłyby ilustrować ściany burdeli, a wywołują radosny pożar na obliczu kapłanów.
3 g[odzina] po południu
Maryjeczko, Maryjeczko,
na litość boską, uspokój się, trzymam dwa telegramy i trzy listy polecone. Jestem pewna, że jesteś chora, zniszczona Marychną, domem, działką, mną. Przyjadę, będę cicha, zdrowa, mocna, będę robiła, co potrafię w domu i na działce. Błagam, zbudź się, oprzytomniej. Nie ma rzeczy na świecie, dla kt[órych] warto wprawić się w taki stan. Wyjechałbym natychmiast, gdyby nie to, że mam duże pieniądze, które muszę ulokować w interesach, bo są nie moje. Nie chcę ani wakacji, ani w ogóle niczego, bylebyś była zdrowa i spokojna.
Przywiozę trochę dobrych rzeczy i zrekompensuję histerię Marychny. Moja miła, moja kochana. Chyba, gdy nie ma Marychny, będzie spokojnie. Obiecuję, że będę spokojna jak nenufar, o biedny, Maciusiu. Wrócę opalona, nasycona tak, że przez pół roku nie potrzebuję nic brać do ust, i wesoła, bo wreszcie jest mi świetnie na ciele, duchu i sercu. Mam nadzieję, że nie będziesz leżała w gorączce, bo, wnioskując z listów, powinnaś.
Jeśli mi się uda, to nie pojadę ani do Sichowa, ani do Opatowa, ani do Zagnańska W Zagnańsku mieszkali Róża i Stanisław Illgowie., a wtedy byłabym 10 maja u Ciebie, ale nie mów o tej dacie Jerzemu.
Całuję Cię w najgłębszym przerażeniu
Anna
Maciuś, zostaw Balickiego w spokoju, sama wszystko załatwię, dobrze i spokojnie.