11 IX 43. Sobota po południu.
Przed chwilą otrzymałam dwie kartki i list z 8 IX. I
list, który dziś wysłałam, a który miał być ostatnim, nie jest przeczuwanym ostatnim. Och,
Anno, Anno, ależ Ty mnie zadajesz męczarnie – i naprawdę nie wiem, czy zasłużyłam. Nie wiem, co pisać, bo jedyne, co chciałabym w tej chwili natychmiast zrobić i co bym natychmiast zrobiła, gdybym była sama, to siąść na pociąg i jechać do
Lwowa – zabrać Cię zaraz z powrotem do
Warszawy.
Anno, na Boga żywego – jesteś tam, możesz zachorować – wszystko, co piszesz – i jeszcze okazuje się, że pojechałaś przez kpiny
Wandeczki, że niby więc jakbym ja sama narobiła sobie tej śmiertelnej trwogi?
O złe dziecko, to wszystko przez to, że jesteś tak zatajona, że nie byłaś ze mną szczera i otwarta. Ja nie wiem, jakie były kpiny
Wandeczki, ale jeśli (i ku mojemu zdumieniu) z Twoich napomknień mogę się domyślić, że dotyczyły Twoich uczuć, to nie potrzebuję chyba Ci mówić, żem nigdy o nich z
Wandeczką nie mówiła, jak nie mówiłabym z nikim na świecie. Mimo to mogłabym Ci wyjaśnić genezę tego, co Cię w
Wandeczce dziwiło – jeśli tego dotąd nie zrobiłam – to, że nie chciałam, abyś o niej źle myślała – że ja o niej czasem niedobrze myślę, a nie wiem, czy słusznie.
Anno, o czym my mówimy, jak ty poważasz się w sprawach serio rządzić się tak nieobliczalnymi odruchami.
Anno, błagam Cię na klęczkach, wracaj natychmiast – przepraszam, że tak niezwyczajnie piszę – ale mi ręce drżą –
o niedobre dziecko – potrafisz ranić w samo serce. Błagam Cię, wracaj – lub niech cię
Basia W[olska] do siebie zaprosi – lub – nic nie wiem, co pisać – płaczę i rozpaczam nad Tobą i nad sobą. Czemu ty wszystko tak źle sobie tłumaczysz? Rozłąka wcale mi bardziej nie odpowiada – obecność wcale nie jest przeszkodą – to całkiem jest inaczej – ale co ci tłumaczyć.
Anno, nie gmatwaj sytuacji uczuciowej, która i tak jest trudna. Nic nie mogę pisać. Ty mogłaś wyjechać – nie powiedziawszy mi dlaczego wyjeżdżasz! Ależ nigdy bym nie […]
Dwa słowa nieczytelne.
. Nie, nie będę czytać z twego „listu do siebie”
„List” ów pisarka przeczytała dwa dni później, zanim Kowalska przyjechała do Warszawy: „Przedwczoraj – zanotowała Dąbrowska w dzienniku – nie mogąc sobie rady dać bez jakiegoś obcowania z Anną – weszłam do jej pokoju. Drwił ze mnie pustką i kurzem. Nie chciałam skorzystać z jej pozwolenia, a nawet życzenia, ale nagle pod wpływem tęsknoty przeczytałam jej «listy do siebie». Jakby się kto chciał leczyć trucizną. Ta rzekoma spowiedź z uczuć dla mnie jest w gruncie rzeczy poematem na cześć miłości do tego Anglika i do męża. Ja tam występuję, jak ból zęba, przeszkadzający się napawać pięknem życia” (M. Dąbrowska, Dzienniki, 1914-1965. Pierwsze pełne wydanie w 13 tomach (bez opracowania edytorskiego), pod kierunkiem prof. dr. hab. T. Drewnowskiego, Warszawa 2009, zapis z 15 IX 1943)
– aż póki nie wrócisz – i nie będę mogła wytłumaczyć rzeczy, których istotę na pewno źle zrozumiałaś.
Anno, za to ty się mścisz – dlaczego chcesz zniszczyć i mnie, i siebie.
Anno, wróć – pamiętaj – ja przeżyłam w życiu ciosów tak strasznie dużo – tego nowego ciosu bym nie przeżyła chyba.
Anno – o ugodziłaś mnie celnie.
M.