Adresat:
Anna Kowalska,
Lwów, Supińskiego 11
Nad.:
Maria Dąbrowska,
Polna 40
6 V 41.
Najmilsza
Pani Anno,
Ostatni list wysłałam do Was ekspresem poleconym 7-go kwietnia. Był tam też dołączony list do
Stasi. W liście do Pani donosiłam mimochodem, że
Wandeczka i
Kazia trzymają się dobrze. Pisząc te słowa, nie wiedziałam, że
p. Kazia leżała już wtedy ciężko chora w malignie. Dopiero w parę dni po wysłaniu mojego listu, kiedy przyszła nieco do siebie, przysłała do mnie
brata z zawiadomieniem o swojej chorobie. Było to ciężkie grypowe zapalenie opłucnej. Zaraz do niej pojechałam. Zastałam ją bardzo zbiedniałą na twarzy, ale już ożywioną i dobrej myśli. Stan jednak nie był jeszcze dobry, bo utworzył się wysięk, który miał się sam wessać, ale się nie wessał. W dwa dni potem wywiązały się bóle i nawrót silnej gorączki. Trzeba było chorą przewieźć do
Warszawy. Tutaj w
Warszawie zrobiono Roentgena, dwie punkcje, a w końcu resekcję żebra, wysięk bowiem okazał się ropny i to z obfitą złośliwą ropą. Przytroczona do całego systemu drenów, tłoczących ową ropę, biedna
p. Kazia cierpiała nieludzkie bóle. Cały tydzień po resekcji żebra był bardzo zły, z gorączką 39˚, a nawet ponad 39.5˚. Wstrzyknięto dożylnie, domięśniowo i pod skórę niezliczoną ilość alkoholu, glukozy, fizjol[ogiczego] roztworu soli, kamfory, chininy i Bóg wie jeszcze czego. Tak się zdawała jakoś między życiem i śmiercią, że jak się rano szło do szpitala, to się nogi uginały i serce zamierało z wielkiego strachu. Dopiero od pięciu dni jest wyraźny zwrot na lepsze – chociaż i teraz jeszcze zdarzają się nawroty gorączki, która dziś np. podniosła się znowu do 38˚ z kreskami. Lekarze jednak są dobrej myśli, więc i ja też – a jeśli nie wyrażam absolutnej pewności, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, to „żeby nie uroczyć”. W każdym razie rekonwalescencja nie będzie łatwa ani krótka.
Kazia jest bardzo zmizerowana, wygląda jak delikatny rysuneczek, nieznaczny i wzruszający szkic człowieka. Serce, nadszarpnięte już poprzednią chorobą, nie jest mocne, ale samopoczucie na ogół już teraz doskonałe i właściwie siły żywotne przez cały czas nawet najcięższych dni prawie imponujące. Leczona i pielęgnowana jest bardzo starannie.
Ta jej choroba spadła na mnie jednocześnie z waszą wiadomością o chorobie
p. Ineczka. Dodajmy do tego zgryzotę wynikającą z niewytłumaczalnego mimo wszystko milczenia
p. Stasi. Dodajmy troskę o ich dom, nawiedzony taką niedolą. Dodajmy zmartwienie o pani pięciokrotny bronchit –
Anno, i nie tylko o bronchit, ale i o te noce niespane. Dodajmy do tego pogodę, która przez cały kwiecień trapiła nas zimnem prawie styczniowym, brakiem słońca takim, że się go już prawie domyśleć nie można było pod gęstymi chmurami, deszczem tak nieustannym, że już nie wiadomo było, skąd ciecze. Dodajmy wszystko inne, a będziecie mieli obraz miesiąca, który był dla mnie od półtora roku chyba najuciążliwszym do przeżycia, a może tylko pierwszym z serii najcięższych, najtrudniejszych. Błagam was, odpiszcie, jeżeli ten list was dojdzie. Ile ja już listów do Was i do
p. Stasi napisałam – wpadają jak kamienie w studnię bez dna. Od października to już tylko od Was czasem – odgłos, pluśnięcie, znak, że kamień doszedł do dna, a od
Stasi nic i nic. A tu ludzie umierają i co tydzień listy ze
Lwowa.
Całuję Was – od nas obojga moc serdeczności Wasza
Maria
[Dopisek na marginesie:]
13 V
Stan
p. Kazi dotychczas bez zmian ani na lepsze, ani na gorsze, sił ma się rozumieć nie przybywa, lecz to jest już taka choroba, że się z niej prędko umiera, a bardzo wolno przychodzi do zdrowia.
Siostra pani ostatni list od Pani
[1]List ten najprawdopodobniej nie zachował się.
otrzymała w lutym. Bądźcie razem z nami dobrej myśli.