St[ary] Sącz, 26 IV
Kochana moja,
nigdy nie miej wątpliwości, że interesuje mnie wszystko, co robisz, mówisz, piszesz. Najmniejszy szczegół jest mi drogi i ważny. Kiedy jestem z Tobą, najprostszy gospodarski gest, troski Twoje, szukanie kluczy, picie wody, gotowanie ziółek, mycie włosów bawią mnie przyjemnie. Pamiętam jako całkiem mała dziewczynka, jak lubiłam patrzeć (wszystkie dzieci to lubią), jak matka robiła ciasto albo szyła, albo pracowała w ogrodzie. Całymi godzinami patrzyłam i nigdy nie miałam tego dosyć. Nigdy nie mam dosyć tego, co lubię. Często muszę przemóc na sobie, aby tak nie wisieć oczyma, gdy jesteś przy mnie.
Co do tego, co piszesz o
Wandeczce, to Twoim zwyczajem sprostowania prostuję, że czerwony kilim zawsze wisiał i wisi na tym parawanie. Ja najwięcej zarzucam
Wandeczce, czy jej naturze, że nie można o niej tak dobrze myśleć, jakby się chciało, czy jak się powinno, skoro ona we wszystkim niemal, co robi, jest b[ardzo] dobra i jest się w stanie z tej dobroci korzystać. Słowo „nudzę się” u
Wandeczki jest psychicznym plagiatem, o czym już raz była mowa u niej.
Wandeczka składa się zresztą z samych naśladownictw i to w takim stopniu, że stała się przez to niemal interesująca. Dla Ciebie jest istotnie życzliwa, oddana Tobie i zawsze b[ardzo] pięknie o Tobie mówi. Jeśli zaś chodzi o nią samą i wszystkich jej przyjaciół, są oni zaprzysięgłymi wielbicielami Twojej twórczości, tak zresztą jak i
Andrzejewski.
Mimo to zawsze trochę lękam się
Wandeczki, chociaż nie wiem dokładnie czego, a często dostaję jakiegoś zażenowania i zawstydzenia, gdy tylko mówi poważnie. Razem wziąwszy, to biedne jakieś stworzenie.
List ten jest sumą odpowiedzi. Z kolei więc odpowiadam na to: dlaczego piszesz, że nie lubię
„Społem”? Piszesz raczej „lubicie”: tzn. ja i
Jerzy. Jerzy jest o wszystko, czego dotkniesz, zazdrosny chorobliwie (że też tego nie widzisz), a o spółdzielczości nic nie wie, on w ogóle mało wie o ludziach i życiu, oprócz tego, co zna dobrze i na czym się zna. Ja zawsze byłam z usposobienia jak i z przekonania za spółdzielczością i po powrocie ze
SzwecjiKowalska była w Szwecji w 1937 r. wygłosiłam kilka odczytów na te tematy, tak że to już zupełnie nietrafne. Dlaczego więc tak piszesz, nie wiem.
To, co piszesz o skowronku, ubawiło mnie i wzruszyło, oczywiście, masz rację, że skowronek śpiewa tylko w locie, o mój najprawdziwszy ze skowronków! Ale był to ptaszek podobny do niego i tak samo bujająco-pogwizdliwie śpiewający.
Ucieszyłam się prawdziwie, że i
wnuczki pana Stanisława napisały, i że jego rodzina opuściła tamte strony
Zob. list Marii Dąbrowskiej do Anny Kowalskiej z 21 kwietnia 1944 roku. Ucieszyłam się także, że doszły Cię mazurki, nie wiem tylko, czy doszły: 1 kg cukru na imię
p. St[anisława] i trzy paczki masła dla Ciebie, i trzy dla
Jerzego.
Co do planu wspólnych miesięcy to teraz już naprawdę nic nie wiem, bo za nic nie chciałabym pozbawić
p. St[anisława] wyjazdu, a z drugiej strony nieprzyjemnie mi bardzo wobec mojej
siostry, która chciała mi we wszystkim iść na rękę. Jeśli tedy nie przyjedziesz na 15 maja, to może zadecydować od razu odmownie, a wtedy ja ułożę sobie wszystko inaczej. Stracę trochę włożonych pieniędzy, ale to głupstwo. W każdym razie nie mogłabym w
Sichowie czekać aż do 15 czerwca na ewentualny Twój przyjazd. Przyznam się zresztą, że przez cały czas wiedziałam, że tak właśnie będzie. Jeśli będę w
Warszawie, to dużo czasu będę musiała poświęcić
J[erzemu] i będę mieszkała „po jego stronie” (nie będzie już mrozów!), muszę się zająć jego bielizną, kt[óra] jest w strzępach, i nim samym, bo jest ponury i obrażony.
Dostałam list od
siostry z 18. Donosi, że właśnie dostała 800 zł od Ciebie. Czasy te wymagają zaprawdę cierpliwości i łagodnego usposobienia, o ile chodzi o pośpiech i czekanie.
Od wczoraj deszcz i zimno. Włożyłam najgrubszy sweter i pończochy. Mówi się nawet o paleniu w piecu.
Maciusiu,
voilà, kończę dziś 41 lat, czy to możliwe? Nie czuję ich zupełnie. Czuję się przekornie i gotowam podać adres na opatowskie lasy, tam mnie jeszcze nie było, a proszą, aby być, mam tylko za grube nogi do wolnej pary butów.
Anna