28 XII. Piątek
Zbudziłam się z myślą – pisałaś kiedyś „obeszłabym kulę ziemską, żeby ci przynieść szklankę wody”
Zobacz list z 14–15 września 1943. Obeszłabyś ziemię, a od tego, żeby spół- kować z kim innym, nie mogłaś się powstrzymać? Kim ty jesteś, Anno? Z kim ja związałam tak bardzo moje serce i życie. Gorycz zalewa usta, zatapia wszystkie myśli, uczucia.
Przychodzi poczta, nie ma listu od Ciebie, wydaje mi się to nową jakąś klęską. Łapię się na tym, że podświadomie czekam wieści, że tego już nie ma, że „żart losu” został zlikwidowany, że przynajmniej na przyszłość to nas nie rozłączy. O, jak trudną jest ta walka między ludzkimi dla ciebie uczuciami litości i miłosierdzia, a protestem własnego uczucia, własnego szczęścia, naszego życia marzonego tak ciągle, może bliskiego realizacji, a którego możliwość tak straszliwie zniszczyłaś. Dnie i noce schodzą na nieustannej, gorączkowej pracy myśli, usiłującej zrozumieć, pojąć potworną zagadkę twojego postępowania, Twojej natury. Czuję, że powinnam Ci oszczędzić tego wszystkiego, co piszę, ale wszystko, wszystko się przeciw temu buntuje. Czyż myślałaś o oszczędzeniu też mnie? Czy myślałaś „o osobach trzecich”, dogadzając sobie zaznawaniem podwójnej rozkoszy? Nie wierzę w możliwość twego oddawania się bez pożądania, nie jesteś naturą,
qui se laisse aimer. Zresztą – to byłoby chyba jeszcze potworniejsze. Przychodzą chwile straszliwego, zimnego, trzeźwego cynizmu, z którym rozpatruję
ton adultère. Możliwe, że ciąża nie jest wynikiem przygodnego romansu, tylko miłości małżeńskiej. Kiedy byłam we
Lwowie w 41 r. miałam wrażenie, że wszystkie
resserurces [?] podniet miłosnych w stosunkach z
mężem wyczerpały się u Ciebie zupełnie, że jesteś cała pragnieniem nowej miłości. Kiedy przyjechałaś do
W[arsza]wy, byłam najzupełniej pewna, że Twoje pożycie z
mężem jest skończone. W naiwności mojej
sancta simplicitas nie przypuszczałam ani na chwilę możliwości takiego podziału. Jednak podejrzewałam, bo miłość jest zawsze podejrzliwa. Widok waszej codziennej ze sobą korespondencji, waga, jaką do niej przywiązywałaś, mówiły mi wiele – bolały mnie. Potem to sprowadzenie go do
W[arsza]wy, to zaskoczenie Was niemal in flagranti pewnego ranka, wreszcie przeczytanie Twego pamiętnika były wstrząsem dla mnie. Nie mówiłam wtedy wiele, była to najwstydliwsza sprawa mego życia. Ale teraz
oślica Balaam przemówiła i mówić będzie wszystko, wszystko.
Broniłam się przed cierpieniem, wstydem i upokorzeniem, czepiając się bajek, które mi opowiadałaś o wygaśnięciu uczuć erotycznych, o celibacie itd. Podejrzenie trwało i nurtowało mnie – jakim to było hamulcem przykrym w moich z tobą wszystkich stosunkach – nie będę Ci tłumaczyć, gdyż i tak nie uwierzysz. W twoim mniemaniu wszyscy prócz ciebie podają zawsze „inne powody” swego zachowania się. Za każdym Twoim wyjazdem „do niego” przechodziłam męki niewysłowione. Ale wiesz, jak to jest. Póki się nie ma pewności, człowiek się zawsze pociesza, że wszystko jest dobrze. O okresie tej wiosny już pisałam, dodam tylko, że podejrzewałam, że oddałaś się pierwszemu lepszemu gościowi czy chłopcu z lasu. Teraz dopiero z oślepiającą jasnością widzę inną możliwość. Dodatkowy nasz romans był Ci potrzebny jako podnieta, budząca na nowo do życia przygasłe uczucia seksualne do
męża. Pod wpływem strachu, aby się nie domyślił i strachu, aby go nie stracić, rozgorzały na nowo twoje uczucia miłosne do tego stopnia, że aż po tylu latach bezpłodności zaszłaś w ciążę. A co do daty – może lekarz się omylił trochę.
Tertium non datur. Oto rola, jaką w świetle okrutnych faktów miałam dla Ciebie odegrać –
apéritif dla starzejącej się małżeńskiej miłości. Twoje wieczne płacze były wściekłością, że ten romansik nie wygląda bardziej wesoło, beztrosko (mówiłaś to zresztą), pikantnie. A ja tymczasem pokochałam Cię naprawdę całą swoją istotą i życie bez ciebie byłoby już dla mnie rzeczą nie do zniesienia. Nie jestem wcale uosobieniem wierności i myślę, że do tych samych rzeczy może w pewnych okolicznościach byłabym też zdolna. A jednak w świetle faktów wygląda to jakoś inaczej. Nie poruszam dawnej epoki mego życia, bo za dużo by pisać. Lecz jeśli chodzi o czasy późniejsze, to od chwili mojej miłości z
J[erzym] Cz[opem] moje stosunki seks[ualne] ze
St[anisławem] skończyły się nieodwołalnie i nigdy już w taki sposób nie zbliżyliśmy się do siebie. Od lat 15 jest mi, jak wiesz, tylko najdroższym przyjacielem i ojcem. Kiedy przyjechałaś do
W[arsza]wy – w kilka tygodni po twym przyjeździe – Wandeczka leżała u mych nóg, błagając bodaj o pocałunek. Nie dotknęłam jej palcem nawet, choć była piękna jak najpiękniejsza boginka. To może rzuciło ją ostatecznie w ręce niekochanego człowieka i zdecydowało o jej losie. Dla mnie jednak bodaj dotknięcie kogokolwiek innego byłoby śmiertelną obrazą Twoich „tak wielkich” uczuć. Dziś widzę, jak byłam głupia. Trzeba było być cyniczną – taki czworobok może byłby dla Ciebie jeszcze bardziej pasjonujący.
[Dopisek na marginesie drugiej strony:]
A jednak mimo wszystko kocham Cię i żyć bez Ciebie nie mogę. Jest to Twój wielki tryumf, możesz się nim cieszyć dowoli. Pamiętaj o tym – Twoje istnienie jest warunkiem mojego. A ja nie rzucam słów na wiatr. Przykuły Cię do mnie zarówno twoje uroki, jak twoje nieprawości. Musisz mieć odwagę znieść wszystko, co teraz o tobie myślę.