[Nr] 11
11 IX – Jeszcze sobota – wieczorem.
Anno moja,
coś ty narobiła,
dziecino ukochana – od zmysłów odchodzę, żeby zrozumieć, co się stało. Te napomknienia o „istotnym” powodzie twego wyjazdu zabijają mnie – zdaję sobie sprawę z nieobliczalności twoich odruchów i pasji, ale żeby pod wpływem czyjegoś głupiego szczebiotania – zawsze, jak sama wiesz, odwrotnego od prawdy – rzucić na szalę najważniejsze uczucia życia ludzkiego, boś to zrobiła, skoro atmosfera tam jest taka, jak piszesz! Żeby o nic nie zapytać – nic nie powiedzieć – działać tak znienacka – działać tak wobec kogoś, kto jest przed Tobą czysty – aby użyć wielkiego słowa – kto naprawdę niczym nie upoważnił Cię do takich złych kroków, czy też do takiej złej intencji kroków.
Anno, jak wrócisz, opowiem Ci absolutnie wszystko, co dla Ciebie mogło być niejasnym, a co przemilczałam, dlatego że to nie dotyczyło uczuć moich tylko cudzych, o których nie czułam się w prawie mówić, dlatego że pewne rzeczy kazałyby mi nie dość dobrze mówić o osobie, która nam obu jest czynnie życzliwą, krótko mówiąc o biednej
Wandeczce, dlatego też że bałam się i do siebie źle Cię usposobić. Ja się Ciebie strasznie boję. Zresztą – będziemy mówić – a wtedy zobaczysz, jak niepotrzebnie miotałaś się i stworzyłaś mnie i sobie to piekło udręczeń, którym są te dnie obecne od Twojego wyjazdu.
Nie istnieję już od paru dni, o ile nie piszę do Ciebie – najchętniej zamieniłabym się w jeden nieustający list, który jakaś taśma nawijałaby poprzez setki kilometrów przed Twoje oczy.
To wcale nieprawda, że te sześć miesięcy były czym innym dla mnie niż dla Ciebie – a raczej – to prawda o tyle, że każde przeżycie jest dla każdego czym innym – ale ta prawda nie jest „przeciwko Tobie”, mówiąc Twoim stylem. Jeśli ktoś nie staje na głowie, to nie znaczy wcale, że nie słyszy, nie widzi, nie czuje – i prawie równie dobrze mogłabym westchnąć niekiedy, że Ty też pewnych rzeczy nie dosłuchujesz się i nie doczuwasz. Inność, skromność wyrazu nie świadczy o braku uczuć – a wstydliwość ich obnażania jest w moim położeniu aż nadto uprawniona. Jeśli jednak z początku mogłaś mieć wątpliwości, od dawna już mieć ich nie powinnaś. Wybacz mi nieprzytomny i zdaje się całkiem nieczytelny
list, który do Ciebie przed godziną wysłałam. Zdjęła mnie taka rozpacz i trwoga, że nie mogę natychmiast wziąć Cię za rękę i zabrać tutaj – ileż to jeszcze dni i nocy takiej męki? Nie pogniewaj się też za nic, co pisałam w poprzednim, rano wysłanym liście – piszę po prostu wszystko, co mi przez myśl przechodzi, inaczej nie rozumiem bliskości. Nie doszukuj się sprzeczności między listami, a odkrytymi kartkami – kartki są do czytania dla każdego.
Czekam Ciebie i pragnę widzieć Ciebie jak najprędzej, ale to jak najprędzej. Ale jeśli
pan Jerzy jest tak chory – to mimo wszystko – ani chwili nie wahaj się, zabieraj go tu, gdzie będziesz mogła sprawować nad nim opiekę, czuwać nad jego cennym zdrowiem i zapewniać mu odpowiednie warunki higieniczne. Damy radę wszystkiemu, wszystko potrafimy udźwignąć, bo im większa miłość łączy ludzi, tym więcej spraw drugich ludzi bliskich da się w sobie połączyć i ze sobą pogodzić.
Niech Bóg nad Wami czuwa i przyjeżdżajcie zdrowo. Chciałabym w tej chwili przeniknąć do Ciebie, aby Cię dotknąć, utulić, ukoić, natchnąć radością, ufnością i siłą
twoja
M.
Mam nadzieję, że poczyniliście odpowiednie zabiegi higieniczne i wyrzekliście się na pewien czas luksusowych śniadanek na balkonie w związku ze stanem zdrowia
p. Jerzego, idąc za moim przykładem, jak Ci donosiłam. Ze zdrowiem nie trzeba żartować. Och, przyjedź,
Anno, gdybyś już tu była, nie wiem, jak ten czas wytrzymać, wytrwać. Dziś cudna noc, czegoś mam uczucie, że będzie nalot, ale tęsknota i zmartwienie znieczuliły mój strach przed bombami. Och, Boże, nie wiem, co wam radzić, umieram z żałości.
12 IX
Nalotu nie było, ale i snu nie było. Nigdy jeszcze w życiu nie byłam tak blisko chęci skończenia ze sobą jak tej nocy. Znalazłaś sposoby, żeby mnie zadręczyć na śmierć. Postąpiłaś jak dziecko, które na złość starszym skoczyło do wody. Niech sobie starsi wyją z żalu. Nie igra się tak z sercem, jak ty zaigrałaś z moim, którego siły uczuć nie znasz, dlatego że niegłośne. Nie przeciągaj z takim okrucieństwem struny boleści, trwogi, rozpaczy – ty lekkomyślne –
złe, złe dziecko.