[Nr] 5
3 IV 44.
Kochanie,
przedwczoraj, w sobotę wysłałam do Ciebie trzy paczki, m.in. „Koszulę Stiebera”
Chodzi o koszulę męską z dopinanymi kołnierzem i mankietami. Nie udało się ustalić, czy ta nazwa miała związek ze Zdzisławem Stieberem (1903–1980), slawistą i językoznawcą, znajomym Kowalskich ze Lwowa. Być może jest to żartobliwe określenie tej części męskiej garderoby, związane z sytuacją, której nie udało się odtworzyć, lub z jakąś anegdotą.. Najwięcej idzie mi jednak o małą paczuszkę, w której są sardynki i garsteczka herbaty, ukradziona
p. Stanisławowi z dziupli. Marzę o tym, żeby to doszło prędko, żebyś nie była na Święta bez herbaty. Dziś przyszły dwie paczki od Ciebie wysłane 28 III – jedna z
grysikiem dla p. Stanisława, druga dla Twego
męża. Dziękujemy. Oddałabym sto takich paczek za jeden list od Ciebie. Pamiętasz, jak mnie pytałaś w zeszłym roku: „Nie zrobisz mi kawału?”. Słuchaj, nic nie rozumiem, nie mogę uwierzyć, żebyś mnie przestała lubić i tak strasznie chciała porzucić. Trudno pisać, bo nie wiem nawet, czy Ty będziesz otwierać ten list. Podobno pisałaś do męża, że zaraz po Świętach dokądś wyjeżdżasz. Ja nic o tym nie wiem, bo żadnych, żadnych, żadnych osobistych wiadomości od Ciebie nie mam – na próżno czekam, a tyle chciałabym wiedzieć – nie wiem nawet, jak Ci przeszła droga.
Pierwszą kartkę pisałaś jeszcze z
Rytwian w czwartek 23-go. Czy tyle czasu byłaś w drodze? Co się stało, dlaczego? Niestety, nie ja jestem człowiekiem, „do którego ma się zaufanie większe niż do kogokolwiek z żyjących ludzi”
Dąbrowska nawiązywała do fragmentu dziennika Kowalskiej: „Jest mi drogi [J. Kowalski], mimo że jest obcy, mam do niego większe zaufanie niż do kogokolwiek innego z żyjących, jego istnienie jest warunkiem mojego istnienia […]” (AK Dz. rkps, sygn. 2146, t. III, k. 117, 9 grudnia 1943). Fragment od słowa: „niego” do słowa: „istnienia” podkreślone ołówkiem, zapewne przez Dąbrowską..
Jakże żałuję, że nie dałaś mi tego listu do mnie na sześciu stronach. Tyle słów i zaklęć ciśnie się, a nie mogę pisać, bo nie wiem, czy ten list otrzymasz, skoro masz znowu gdzieś jechać. Czy otrzymałaś tamte cztery? Tak się teraz boję straszliwie do obłędu – Twoich reakcji na każde moje słowo, gest, mam już zupełną manię prześladowczą, że wszystkim obudzę tylko wstręt i resentymenty podobne. Słuchaj, chciałabym straszliwie być z Tobą, ale nareszcie nie u kogoś i przy kimś, tylko żebyśmy były u siebie. Czy to jest tam, gdzie jesteś, czy będziesz, możliwe? A jeśli nie, to czy będziesz dość mocna, wierna i cierpliwa, aby się doczekać, aż to będzie możliwe? Ja w każdym razie przyjadę do Ciebie czy do
Sichowa, czy do
Sącza. Czy się nie zrazisz, jeśli warunki będą nadal nieodpowiednie? A może w ogóle nie chcesz mnie widzieć? Drżę – nie w przenośni tylko dosłownie – na myśl, jaką jeszcze „złą wiedzę” o Tobie i Twych uczuciach będzie zawierał list, jeśli nadejdzie. Nie, nie możesz chcieć mnie zniszczyć. Zresztą – cokolwiek – ale niech nadejdzie.
Dostałam wczoraj list od
WładziList z 26 marca 1944 r., o którym pisała Dąbrowska, przechowywany jest w Muzeum Literatury (sygn. 2064, k. 25–26). (mojej przez 17 lat służącej). Ładny i smutny, choć pisany niemal taką ortografią, jak
„Zabytki języka polsk[iego] z XIV w[ieku]”. Między innymi pisze: „Jak byłam u Pani, to mi świat kwitł, miałam tak dobrze, że chciało się żyć na świecie...”. Jestem tak przygnębiona, struta i zgryziona Twoją antypatią do mnie, do mego domu i stylu życia, że była to jakaś błaha pociecha, że jest gdzieś na świecie choćby prosta, wiejska kobieta, co mnie i mój dom przyjemnie wspomina. Czy ja rzeczywiście stałam się tak okropna? O, jak mi żal, że nie potrafię jakoś wyrazić tego, co we mnie jest i co by cię przekonało, że może jednak bardzo, bardzo się co do mnie mylisz. Nie przysyłaj paczek dla mnie – nic mi nie jesteś winna. I tak miałaś tu nędzę z biedą, i tak było ci źle. Dziś jest słońce, ale ja go nie widzę i nie czuję. Biedny
Maciuś – bardzo jest nieszczęśliwy. Napisz do niego, pociesz.
M.
Życzę Ci dobrych świąt – nasze będą żadne.