8 I 45
Anneczko moja,
otrzymasz ode mnie dwie kartki o identycznej treści. Nie pomyśl, że zwariowałam, jest to wynik zabawnego i dziwnego zdarzenia. Otóż dziś wcześnie rano napisałam do Ciebie kartkę i zbiegłam na dół zaalarmowana, że p. Stanisław bardzo źle się czuje. Kiedy wróciłam, kartki nie było na stole. Przeszukałam wszystkie papiery i moim magicznym myśleniem doszłam do wniosku, że wdał się w to jakiś zaczarowany chochlik. Odtworzyłam więc treść kartki, którą miałam całą w sobie, i napisałam, a potem co tchu zaniosłam na pocztę, żeby mi jej znowu chochlik nie porwał. Pod wieczór sprawa się wyjaśniła. Chochlikiem okazała się pani Kazia Michalska, która od jakiegoś czasu otacza mnie najczulszą opieką. Jechała „budą” do Łowicza, wpadła do naszego pokoju, gdy właśnie byłam u p. St[anisława], żeby mnie zapytać, czy nie mam czego do Łowicza, zobaczyła na stole zaadresowaną kartkę, chwyciła ją, no i wysłała.
Cóż Ci tedy dodać, kochana, do tych dwu bliźnich kartek. P. Stanisław dziś pod wieczór poczuł się nieco lepiej, dostał zastrzyk glukozy, której tu się trochę znalazło, dostaje lepsze jedzenie (nawet słoik kompotu z truskawek w vecku znalazł się na jego stoliku), będzie brał zastrzyki tonophosphanu. Może jakoś wyciągniemy go, tak bardzo przejęłam się jego chorobą, a jeszcze te Twoje kartki z wiadomością, że nie wiesz, czy przyjedziesz. Okropnie jestem nieodporna teraz na złe wiadomości.
Tu spadły także śniegi i jest bardzo ładnie, tylko smutno mi bardzo, czego nie powinnam Ci pisać, bo tak nie lubisz mnie jakem smutna. We środę ma przyjechać p. Nikodemski, myślałam, że ty już będziesz, ma przywieźć wódkę, zrobilibyśmy sobie „dinetkę”. Jak Ci już donosiłam, ma zamiar przenieść się do Łowicza i coś tu założyć, herbaciarnię czy inny sklep. Odwiedzał mnie też pierwszy mąż Nałkowskiej, Leon Rygier. Jak to zwykle bywa, każdy się zjawia prócz tych, na których najbardziej czekamy. Wszyscy zapytują o Ciebie, czy wrócisz i kiedy. Odpowiadam, że tak.
Całuję Cię