Adresat:
Anna Kowalska,
Lwów, Supińskiego 11
Nad.
Maria Dąbrowska,
Polna 40[1]Ten sam zapis powtórzony jest na początku drugiej kartki.
1 VI 41
Najmilsza
Anno,
dla porządku, ponieważ nie wiem, czy ostatni
list mój, wysłany 13-go maja, doszedł, powtarzam zawartą w nim wiadomość, że
p. Kazia przeszła ciężkie grypowe zapalenie płuc z wysiękiem ropnym, dwukrotną punkcją i resekcją żebra i przez trzy tygodnie przynajmniej była w niebezpieczeństwie życia. Obecnie jest już poza bezpośrednim niebezpieczeństwem, ale stan jej trudno jeszcze w całej pełni uważać za rekonwalescencję. Rana jest jeszcze otwarta i dren jeszcze założony, serce zmęczone, tętno nie spada poniżej 80-90. Bywa po kilka dni lepszych, bez gorączki, chora się wtedy ożywia, zdaje się, że już, już wstanie i weźmie się z właściwą sobie energią do życia. I znów przychodzi gorączka, jak twierdzą lekarze z powodu zatrzymania się ropy w jakichś zakamarkach opłucnej. Ostatnie polepszenie trwało tak długo, że zaczęto je już uważać za początek wyzdrowienia, odprawiono pielęgniarkę osobistą i pozwolono chorej nawet wstawać i siadać na fotelu. I nagle przyszło pogorszenie, gorączka 39,5˚, torsje, fatalne samopoczucie itp. Byłam u niej akurat tego popołudnia i tak byliśmy zaskoczeni tym nagłym wyskokiem choroby, że zostałam przy niej na noc, bo wyraźnie bała się zostać sama. Noc była bardzo zła, ale teraz od dwu dni znowu gorączki nie ma, a wtedy
p. Kazia natychmiast się poprawia – może to już był ostatni nawrót gorączki, choroba trwa już całe dwa miesiące. Podobno w tym typie zapalenia płuc takie nawroty gorączki mają być rzeczą częstą i normalną. Ale na tym nie wyczerpuje się dramat. Prawie razem z
p. Kazią na takie samo grypowe zapalenie płuc zachorowała
jej matka (pracowały obie w ogrodzie przy tej strasznej pogodzie kwietniowej). Przywieziono ją nieprzytomną do szpitala w
Warszawie, gdzie niebawem umarła.
P. Kazia nic o tym dotąd nie wie. Stan jej serca był długi czas taki, że nawet najlżejsze wzruszenia były jej zakazane. Jest przekonana, że
matka już wyleczona i z powrotem przywieziona
na wieś. Za parę tygodni najdalej będzie musiała się dowiedzieć – łamiemy sobie głowę kto, kiedy, jak jej to powie. Śmierć matki, nawet najukochańszej, nie jest tragedią ani ciosem zadanym w samo sedno życia, jest tylko boleścią i żałością, ale zawsze jeszcze dość ciężką dla serca bardzo wyczerpanego i osłabionego, choć z natury chyba bardzo mocnego, skoro mogło z dwoma niemal śmiertelnymi chorobami zwycięsko się uporać. Na wszelki wypadek proszę, pisząc do
p. Kazi, nic Jej o śmierci
matki nie wspominać, aż póki ona sama tego nie doniesie. Mniej więcej w połowie maja
p. Kazia otrzymała
Pani list z 22-go marca. Jest to od roku trzeci list
Pani, który ją doszedł.
P. Wandeczkę dziś widziałam po raz pierwszy od kilku tygodni, w ciągu których prawie nikogo nie widywałam. Nie prowadzi już budki z papierosami, zresztą wszystkie budki z papierosami są zamknięte. Trudno opowiedzieć Wam, jak karkołomną rzeczą jest teraz prowadzenie gospodarstwa, przypomina się zeszłoroczna zima lwowska. Ale
Wandeczkę zastałam mimo wszystko w dobrej formie i dobrym humorze. Otrzymała niedawno kartkę od
p. Klary. Wszyscy więc piszą prócz jednej
p. Stasi, która tak o nas zapomniała, jak jeszcze nigdy w życiu nikt o nas nie zapomniał. Ponieważ i ja już wobec tego przestałam do nich pisać, więc już tylko
Panią proszę zawsze i bardzo o wiadomości o
Nich, a zwłaszcza o zdrowiu
p. Ineczka, o którym
p. Klara nic nie wspomina, więc może – tak by się chciało w to uwierzyć – wszystko obróciło się na dobre? Może też przez
Panią mogłabym się tego przynajmniej dowiedzieć, czy
p. Stasia otrzymywała moje listy, których do 7-go kwietnia napisałam chyba ze dwadzieścia. Od nich od października – ani słowa.
Panią Klarę proszę bardzo serdecznie ode mnie pozdrowić. Mieliśmy też niedawno kartkę od
LinkówLinkowie, zesłani do Dubowej nad Wołgą, pisali do Dąbrowskiej i Stempowskiego 1 V 1941 r.: „Drodzy, kochani Państwo, dawno nie mieliśmy od Państwa wiadomości: od pierwszej kartki, która sprawiła nam, jak pisaliśmy, ogromną radość. [...] Ostatnio mieliśmy dużo roboty, z czego jesteśmy zadowoleni; dziś piszę, korzystając ze świątecznego odpoczynku. Poza tym – wszyscy jesteśmy zdrowi, nawet mamusi serce mniej dolega. Gdyby Państwo byli łaskawi zobaczyć się z nianią, jak to w 3-ch poprz[ednich] kartkach prosiłam (Mokotowska 27 albo 23, A. Smirnowa), to bardzo proszę, aby w następnej paczce przysłała, o ile to możliwe, coraminę. Myślę, że prócz tego byłyby nade wszystko mile widziane spodnie dla męża i bielizna, ale właściwie nie wiem, czym niania dysponuje. Co do Stasi, to zdaje się, że odpisywanie w ogóle nie należy do jej ulubionych zajęć. Pisałam do niej donosząc, że Pani się niepokoi. […] Czekamy na wiadomości od Państwa. Piszemy co tydzień. Serdeczne uściski od nas obojga. Rodzice zasyłają serdeczne pozdrowienia. Ania” (BUW, nr inw. 1385, t. VI, k. 25).. Cóż mam więcej napisać. Wszak wiecie tak samo dobrze, jak my wiemy, że w jedne i te same dnie, godziny, tygodnie oczy nasze napełniają się tymi samymi łzami i uśmiechami, serca – tą samą rozpaczą i otuchą, co wasze oczy i serca. Rok temu rozstawaliśmy się z
Wami. Wspomnienia najczulsze i najtkliwsze, ciągle biegną do
Was, do tamtych chwil. Choć obrośliśmy w tyle nowego życia i tyle nowego brzemienia objuczyło nas przez ten rok, nic nie zatarło
Waszych kochanych postaci, Waszego uroku, waszej prześlicznej dobroci. Jakbyście się dobrze obejrzeli, to byście zobaczyli, w ilu miejscach bije tam, leży i pulsuje moje serce. Takem je rozrzuciła, a tyle go jeszcze we mnie zostało. Mimo wszystko, co się z sercami naszymi powyrabiało, ja do jakiegoś lutego trzymałam się świetnie i ze zdrowiem, i z siłami ducha. Ale od tego czasu zaczęłam się coraz to załamywać i zapadać, a co najgorsze straciłam zupełnie sen.
P. Stanisław trzyma się nie najgorzej. Całuję
Panią najtkliwiej,
p. Jerzego z serca najczulej pozdrawiam – wszystko dla
Was najlepsze od nas obojga –
Wasza
Maria