27 XII 45
Doktor stwierdził 18 grudnia czteromiesięczną ciążę, cztery miesiące wstecz to jest 18 sierpnia. W moim dzienniku zapisano: „Miłosz był wtedy w Warszawie”. Miłosz był wtedy w Warszawie. O, w jakie piekło ty mnie wtrąciłaś, z którego nic nigdy mnie już całkiem nie wydobędzie. Nigdy już nie będę wiedziała prawdy, nigdy ci już nie będę mogła wierzyć. Nigdy nic już nie wydrze z mojej świadomości tego podejrzenia. A może jeszcze kto inny. W tym właśnie czasie przychodziłaś tak późno do domu. Tak się chełpiłaś, że przebywasz sama, samiuteńka w TUR-ze. Tam były i te pokoje gościnne. Chodziłaś do jakichś barów, o czym potem przypadkiem się dowiadywałam. Jakże złowrogo symboliczne wydaje mi się teraz, że jednego z tych barów, kiedy i mnie tam chciałaś zaprowadzić, nie mogłaś znaleźć. Jakże cała przeszłość trzyletnia nabiera innego sensu, jak zupełnie odwróconym pokazuje się obrazem. Patrzę na twoje fotografie, które wysypały się z mojego notatnika. Jakże inną widzę twą twarz, tak dla mnie dotąd drogą i uroczą. Ile w niej widzę zmysłowości brutalnej, jak fałszywe zdaje mi się spojrzenie tych „szczerych”, złotych oczu. Trzeba Cię było nigdy nigdzie od siebie na krok nie puszczać. Istotę o takiej twarzy powinno się trzymać przy sobie jak psa na łańcuchu, bo jak przyjdzie na nią okres rui, legnie z każdym, kto się nawinie. I taka będzie całkiem, całkiem – „niewinna”. Z jakim to niewinnym cynizmem mówiłaś, opowiadając, jak Miłosz Cię całował: „Ja w takich chwilach nie myślę o osobach trzecich”. I cały ten rok, tu przeżyty, kiedy po nocy ze mną szłaś na „tamtą stronę” – do drugiego łóżka. Jakaż ja byłam ślepa, głupia, naiwna. Jak dobrze znał cię p. St[anisław]! Kiedy wiosną ginęłam z rozpaczy za tobą, płakał – tak, płakał i mówił: „Zniszczejesz, zginiesz przez nią, a ona tego niewarta. Ona Cię zawsze opuści na jedno skinienie, na jedno gwizdnięcie swego Lulusia, który nią poniewiera. On się naczytał tych Greków, zna różne sztuczki miłosne, ona bez tego żyć nie może. To niewolnica”. Nie wiedział tylko, że może nie tylko Luluś gwizdnął.
Boże, gdyby mi ktoś powiedział tydzień temu, że takie listy będę do Ciebie pisać, że zepchnięta zostanę znowu w taką otchłań, kiedy już, już zaczynały mi wreszcie świtać takie cudne, takie nowe z Tobą nadzieje.
Trzy dni dopiero minęły, a mnie się zdaje, że trzy wieki, a jeszcze tyle dni do dźwignięcia, obrzydłych dni z tym okropnym pytaniem – czym żyć, czym teraz żyć.
Potrzeba Ci bardziej niż powietrza mojej „dobroci, miłości, przyjaźni”? Czy nie rozumiesz, żeś to wszystko zatruła, zadeptała? Cóż z takiej miłości, która już nie wierzy, nie ufa.
O, Anno, chwilami zdaje mi się, że sama ciężko, ciężko zachorowałam. Nasuwa się obraz Anny dawnej, takiej mojej oddanej, kochanej, na wszystko pomocnej, takiej wiernej, takiej, która nigdy nie istniała, która istniała tylko w moim głupim sercu. A jednak nie mogę Cię z niego wyrwać. Jak ludzi szperających w gruzach uszczęśliwia każde znalezione znajome świecidełko, będę żyć w gruzach znajdowanymi świecidełkami dawnej zdradzonej bliskości.
O mądrzy bolszewicy, którzy wyeliminowali z życia miłość! Powtarzam, nic się nie wróci, nic się nie odstanie – Nawiązanie do historii Izoldy, bohaterki legendy celtyckiej, zrekonstruowanej najpełniej przez Josepha Bédiera w utworze Dzieje Tristana i Izoldy (1900), w którym biały żagiel miał zapowiadać przybycie Izoldy Jasnowłosej, ukochanej Tristana, czarny zaś miał zwiastować jej nieobecność.czarny żagiel Izoldy nie zamieni się w biały. Izolda zostanie z innym, z innym, z innymi. Izolda nie jest Izoldą, nie różni się od każdej pierwszej lepszej. Powtarzam sobie, trzeba żyć mimo wszystko, trzeba pracować, trzeba pisać. Na nic – męka i męka tylko. Dziwna rzecz – przeczucie, niemal wizję twej niewierności, a nawet Twej ciąży miałam wtedy wiosną, kiedy jak szalona szukałam Cię po Polsce, kiedy dnie całe trawiłam na najokrutniejszych przypuszczeniach. Przeżyłam wtedy wszystkie te męki, co teraz przeżywam. Wówczas okazało się to (przynajmniej co do ciąży) snem, koszmarem wiodącym do szczęśliwego, jakże szczęśliwego! przebudzenia. Niestety, niestety dziś nie okaże się to snem, dziś jest to już pewnością spełnioną, dowiedzioną, stwierdzoną, zaprotokołowaną tym strasznym listem z 19 grudnia, najstraszniejszym listem, jaki kiedykolwiek otrzymałam w życiu.
I nie do wiary, ja się jeszcze czepiam jakichś nadziei, marny człowiek tak chce żyć, tak chce się cieszyć, być szczęśliwym. O moja droga, dziwna, straszna, Anno. Tyleś się przez te trzy lata napłakała. I nigdy nie zrozumiesz, że w całym naszym stosunku dziś pierwszy raz jest istotny powód do płaczu, i do […]Fragmenty listu zaznaczone w tym akapicie nawiasem kwadratowym są nieczytelne z powodu zalania. płaczu. O Anno, p. St[anisław] miał rację, mimo wszelkie […] ja jestem tą, co kocha.
Dopisek u góry pierwszej strony:]
Zniszcz moje listy, nalegam na to.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
Nie odeślij mi czasem pieniędzy. Już mnie i tak tak strasznie obraziłaś i umęczyłaś. Nie dodawaj jeszcze tego