24 XI 45
Sobota
6‑ty list
Kochanie,
jest 11-ta wieczór. Wykąpałam Jurka i Franię (horror) i piszę już w łóżku, bo to jest jedyne miejsce, w którym jest mi ciepło. Zaczynam rezygnować z możliwości dogrzania naszych pokojów. Te nieoszklone i niezamieszkane
pokoje dokoła udaremniają wszelkie wysiłki pieców rozgrzanych „do białości” – węglem po 6,50 kg.
W tym tygodniu miałam od Ciebie jeden tylko list (3-ci), to piekielnie mało, a taka żądna jestem wiedzieć, co robisz, myślisz, czujesz każdego dnia – nocy – godziny – chwili.
Myślę wciąż o tym doktorze Kelles‑Krauzie z Radomia. Jest on bratem pewnego rodzaju znakomitości w dziedzinie polskiej myśli socjalnej (pseud[onim] Michał Luśnia, ojciec Niny.). Ale ten znakomity brat miał takt – umarł pierwszy – a dr Stanisław K[elles]-Krauz miał szansę, gdyż został sam znakomitością jako brat człowieka tak wybitnego, ale za to nieboszczyka.
U Goncourtów czytam teraz tom poświęcony wojnie prusko-francuskiej i oblężeniu ParyżaMowa o wojnie między II Cesarstwem Francuskim a Królestwem Prus, trwającej od 19 lipca 1870 r. do 10 maja 1871 r. Wojska pruskie 19 września 1870 r. otoczyły Paryż, co zakończyło się kapitulacją miasta 28 stycznia 1871 r., proklamowaniem Cesarstwa Niemieckiego i wybuchem komuny paryskiej. w 1870. Jestem zdumiona i zaskoczona podobieństwem faktów, przeżyć. Jak się okazuje, nawet kartki na żywność już wtedy były i ogonki, i szaber, i sprzedawanie, i kupowanie wszystkiego, i handel uliczny, i konserwy amerykańskie, i te same przeżycia subiektywne – takie same naiwne złudzenia, takie same plotki, takie same błędy dowództwa i bohaterstwo „nieznanego”, te same opinie o Niemcach itd., itd.
Wczoraj miałam dzień pełny nieprzyjemnych jakichś uczuć. Dano mi przeczytać list od ojcaPo otrzymaniu listu od Juliusza Poniatowskiego Dąbrowska zanotowała w dzienniku: „[…] traktuje nas wszystkich tak, jak mówią ci, co jeździli za granicę – jako zdrajców, kapitulantów i hołotę. Boże, jak ci tam ludzie nic nie rozumieją nas tu w kraju –
wspaniałej postawy narodu” (MD Dz., 24 listopada 1945). biednej Basi. Najpierw, zdaje się, nic nie wie o jej śmierci, gdyż poleca ją dalej opiece przyjaciela, a reszta tylko o sprawach ogólnych – strasznie przykro niezdająca sobie sprawy z postawy narodu. Z repertuaru, o którym, jak ci zdaje się, pisałam, mówiła Beylinówna, brak tylko słowa „hołota”, ale jest i „kapitulanci”, i „zdrajcy” w stosunku do społeczeństwa w kraju. To strasznie dziwne, że bez względu na zajmowane stanowisko
nie jest prawie możliwe porozumienie się kraju z ludźmi z emigracji.
Kto nie był tu, jest jakby kimś, „co nic nie wie”. Pod tym względem mała jest różnica między emigr[acją] zachodnią i wschodnią. Dziś otrzymałam z Prezydium R[ady] Ministrów list z zawiadomieniem o przyznaniu mi subwencji na kupno maszynyWcześniej, 2 października 1945 r., Dąbrowska upoważniła Kowalską do odebrania przyznanej jej sumy pieniędzy: „Do Komisji Pomocy Pracownikom Sztuki i Nauki oraz Pracownikom Społecznym przy Prezydium Rady Ministrów w Warszawie. Upoważniam niniejszym ob. Annę Kowalską do podjęcia przyznanej mi dotacji na kupno maszyny do pisania w wysokości 10 000 zł (dziesięciu tysięcy zł.). Maria Dąbrowska” (Muz. Lit., sygn. 2153, t. II, k. 2, 2 października 1945). Dąbrowska odebrała subwencję osobiście 26 listopada.. Wobec tego zaraz poszłam do tej firmy na Marszałk[owską] i na poniedziałek będę miała śliczną, małą, lekką „Hermes baby”, w której zmienią tylko alfabet czeski na polski. Lepsza była maszyna „Erica”, ale dla mnie warunek nieodzowny, żeby maszyna była mała i lekka. O trwałość mniej dbam (większe są
trwalsze) – każda przetrwa mnie.
W Radomiu kupiłam dla Jurka (i siebie) gramatykę SinkiJednym z jego studentów był Jerzy Kowalski. za 120 zł. Tę ParandowskiegoPo otrzymaniu przesyłki od Dąbrowskiej Jan Parandowski pisał do niej w liście z Lublina z 20 listopada 1945 r.: „Droga Pani Mario, dziś przyniosła mi poczta Gramatykę łacińską, zaraz odpisuję, aby Panią uspokoić i pięknie Pani podziękować. Nie wiem, czy zrozumie Pani uczucia człowieka, który odzyskuje jedną książkę z tylu utraconych. Trudność zrozumienia polega na tym, że książką odzyskaną jest Gramatyka Sinki. Ale i ona przynosi mi wspomnienia mojej biednej biblioteki, widzę miejsce, gdzie stała, gdy ją Pani pożyczałem. Łączę serdeczne pozdrowienia – Jan Parandowski” (BUW, rkps nr 1385, t. 7, k. 174). odesłałam, dziś dziękował mi, to jedyna książka, kt[óra] ocalała z jego biblioteki.
Pisz, nie smuć się i nie płacz, nade wszystko nie płacz, kochana. Może będzie dobrze
M.
Dla zabawki przepisuję Ci wierszyk Zechentera z „Przekroju”.
Demokratycznie do nas się wzięli,
równając wszystkich obywateli.
Słusznie.
By demokracji większą dać glorię,
w trzy rozdzielili nas kategorie.
Słusznie.
Kart żywnościowych w te ciężkie czasy
demokratycznie dano trzy klasy.
Słusznie.
Na kategorię pierwszą był przydział,
którego z trzeciej nikt ani widział.
Słusznie.
Druga rodzinna była znów inna,
a jeszcze inna trzecia rodzinna.
Słusznie.
Rodzinna pierwsza wraz z zwykłą drugą
była znów inna. Tak trwało długo.
Słusznie.
Był chleb i proszek też był do prania,
chleb po wypraniu był do zjadania.
Słusznie.
Chleb był jak proszek, lecz nie na trzecią,
a proszek mleczny dawano dzieciom.
Słusznie.
AżW publikacji zamiast „Aż” – „Lecz”. ktoś rozsądny rzekł w końcu ślicznie:
Te klasy nie są demokratyczne!
Słusznie.
Ekonomiczne w lot akcesorie
zrównały wszystkie trzy kategorie.
Słusznie.
Teraz na pierwszą oraz na trzecią,
drugą rodzinną, rodzinną dzieciom,
trzecią rodzinną i zwykłą drugą
demokratycznie i bardzo długo
nie dają więcej do prania proszku,
do prania chleba ni groszku w proszku.
Słusznie.
Aprowizacja ma zawsze rację:
na kartki mamy dziś – demokrację.
Słusznie!
25 XI 45. Niedziela
Dziś zbudziłam się z niezwykłymi myślami na temat lata 1944 i z aktywnie pozytywnym stosunkiem do flirtowej rozmowy, pamiętasz, latem we troje pod dębem na trawce. Ach, warto dożyć chwili, kiedy można będzie żyć i mówić „według noszonego w swej piersi ideału życia”, jak pisał AbramowskiMaria Dąbrowska interesowała się poglądami Edwarda Abramowskiego od czasów studiów w Brukseli. W 1917 r. Abramowski prowadził na Uniwersytecie Warszawskim wykłady z metafizyki doświadczalnej, na które pisarka uczęszczała. Dzięki nim przywiązywała znaczenie m. in. do roli snów, które licznie opisywała w dzienniku. Poświęciła mu
szkice Życie i dzieło E. Abramowskiego (1925), wspomnienie w Uzupełnieniach
„Dzienników” z lat 1917–1935 (MD Dz. III Uzup., s. 76–77) oraz artykuł Non omnis moriar (1958, przedruk w: tejże, Pisma rozproszone, t. 2, s. 316–325). „Nie ma – głosił Abramowski – ideałów wyższych i niższych, postępowych i wstecznych. Każda
jednostka ma prawo do swobodnego realizowania takiego ideału życia, jaki w sobie nosi, byleby nie działo się to z krzywdą innych” – cyt. za: R. Światło, Przedmowa, w: E. Abramowski, Filozofia społeczna. Wybór pism, Warszawa 1965, s. XXXI..
Jutro jadę na Pragę. Mam nadzieję, że jak wrócę, zastanę list od Ciebie.
Niedziela wieczór –
Anno – jaką nudą spłynęła ku wieczorowi ta niedziela. Przyszła Hanka Olczakowa, potem Czekan, zgęścili jeszcze nudę, choć ona przyniosła zaliczkę na Dzieci Ojczyzny. Mam dreszcze, a jutro muszę iść na Pragę.
9 wieczór –
Już leżę z dreszczami i temperaturą 37.2. Ale mam wrażenie, że to jest temperatura ze złości i z zimna w mieszkaniu. Właściwie człowiek, co tak się różni od swego „źle opalonego” narodu (nawet przed wojną nie lubiłam chodzić na wizyty, bo u wszystkich było mi za zimno), człowiek, co pali bez oglądania się na jutro, kiedy tego roku w W[arsza]wie nikt jeszcze nie pali, powinien być skazany na banicję (o błogi wyroku). A przez całą Polskę idą co dzień wielkie transporty węgla, o którym powstała w W[arsza]wie anegdotka, że „dostarczamy przyjaciołom węgla w opakowaniu”, bo wagony w ogóle nie wracają. Strasznie już tęsknię za tobą, ale nie chciałabym, żebyś z nami bytowała w tak nędznych warunkach jak dotąd. Musimy sobie wymyślić jakiś „trzeci dom”, byśmy były choć czasem jak w kwietniu i maju.
[Dopisek na marginesie drugiej strony:]
Żaden Twój list nie jest dla mnie nigdy „histerycznym”. Błagam, pisz wszystko, jak jest. Nie układaj dla mnie tekstów „rozsądnych”. Nie rozsądek jest tym za co, czy przez co się Ciebie kocha i lubi – Twoja M.