[Nr] 4.
Warszawa, 31 III
Droga moja,
przed chwilą przyszła paczuszka od Ciebie – jedna – na moje imię. Może jutro przyjdzie druga. Na razie w obawie, że druga zaginęła, oddaję tę nadeszłą
p. Jerzemu. Paczka przyszła z nalepionym zielonym druczkiem urzędu pocztowego głoszącym: „Opakowanie poprawiono, zawartości nie badano”. Całe rano szukałam dziś dla Ciebie półkilowych pudełek, ale nie mogłam znaleźć. Pobiegła więc
Marychna do sklepu na
Marsz[ałkowskiej] w okolicach
Świętokrz[yskiej], gdzie do niedawna były takie pudełka. Kupiłam papier i sznurek, wszystko Ci wyślę jutro. Czy konieczne są pudełka na tłuszcz? Bo też półkilowych nie mogłam dostać – i są w ogóle b[ardzo] drogie. Ja tłuszcz wysłałam dzieciom w zwykłych pudełkach w impregnowanym papierze. Na razie więc poślę Ci taki papier, a pudełka potem osobno. Mnie paczek nie przysyłaj, tylko
mężowi – my jakoś dajemy sobie radę. Ale co już wysłałaś, to naturalnie przyjmę z największą radością. Tak że nie krzycz na mnie zaraz, że psuję każdą przyjemność. Żałuję dwu moich listów poprzednich
Mowa o listach Marii Dąbrowskiej do Anny Kowalskiej z 27 marca 1944 oraz 30 marca 1944, bo ci może zrobią przykrość i zamącą równowagę, której Ci tak bardzo potrzeba i którą może na wsi odzyskasz. Wybacz mi, ale mocno zostałam uderzona. Dziś dopiero uspokoiłam się jakoś i wypogodniałam, a nawet spłynęła na mnie łaska dość niedorzecznego poczucia, że wszystko będzie jeszcze dobrze. Choć wszystko jest właściwie bardzo źle. Dziś nadszedł list od
Marysi KownackiejW liście tym Kownacka pisała: „Proszę wybaczyć bazgroły, ale piszę «jednym okiem», ponieważ zafundowałam sobie wrzód na powiece i nawrót grypy. Byłam w rozpaczy, bo dr straszył, że może potrzebna operacja, a w grypie nie mogłabym jechać. Dziś trochę lepiej, może samo minie. Leżę ostatkiem sił nerwowych i stwierdzam, że być pielęgnowanym z musu po serdecznej opiece, jaką mnie zawsze otaczała Nina[siostra, Janina Szulc‑Holnicka], to «średnia przyjemność» […]. Co chwila oblewam się potem jak warem. Nie wiem, czy wobec tego będę miała jeszcze szczęście Was oglądać… Bądźcie więc zdrowi, i w razie czego, zachowując w dobrej pamięci, Wasza M” (BUW, rkps nr 1385, k. 216–217, list z 23–24 marca 1944)., żegnający się z nami.
Szwagier jej (mieszkają w siedleckim) po setnym którymś najściu band dostał ataku paraliżu i wywieziony przez żonę do
W[arsza]wy. Biedna
Marysia pozbawiona opieki
siostry, leży ciężko chora na grypę (a jak się zdaje na gruźlicę) i nie może się ruszyć – a wszystko dokoła
„trzęsie się jak imbryczek na samowarze”„My tutaj coraz bardziej jak imbryczek na samowarze” pisała w tymże liście Kownacka,
nawiązując do słów wiersza Maryli Wolskiej: „W blasku nad nami szybująca kania, // W słomie samowar
o imbryk podzwania”. Donosiłam jej, że się Tobie podobała, na co mi odpisuje: „Ona mi się też bardzo podobała, te rzeczy są zawsze wzajemne”.
P. Stanisław dziś leży chory, katar, kaszel, wątroba, serce, aorta – a wszystko razem rezultat szoku, którego doznał na skutek zwrotu przedostatniego bochenka chleba, wysłanego do
Velten dla
Iwy i
Hanki. Ponieważ owo
Velten jest pod samym
Berlinem, więc istnieje dziś prawdopodobieństwo, że wszystko się zapadło od bombardowań i może już obie nie żyją. Tyle trudów, kosztów wychowania, trosk, tyle serca w to włożonego i wszystko w minutę w proch od bomby angielskiej. Ale może to przedwczesne, może je tylko gdzie indziej przewieźli. Kiedy sobie jednak pomyślę, że oprócz tego
pani St[empowska]W tym czasie Maria Stempowska razem z prawnukiem Jackiem przebywała w Dziekanowie pod Hrubieszowem u Stanisława Czekanowskiego. i
malutki Jacek, i
najstarszy przyjaciel p. Stanisława są w tej chwili w śmiertelnym niebezpieczeństwie i od zbliżającej się wojny i od Ukraińców, serce mi się ściska, ile ten ukochany człowiek w życiu natracił i jeszcze może natracić.
Z listu Twego widzę, że mieszkając razem z
siostrą i
Wojtusiem w maleńkiej izdebce, pozbawiona jesteś nadal zupełnie wygód i „drobnych pociech komfortu”, których brak tak Ci u mnie dokuczał. Bardzo się tym zmartwiłam. Marzę o przesłaniu Ci trochę herbaty. Może uda mi się jeszcze przed świętami to zrobić, to przyślę razem z sardynkami. Co do relacji
„Józia” o jego czasach szkolnych, to w
naszej kamienicy przed tamtą wojną mieszkało dużo oficerów rosyjskiej cesarskiej armii, bo w pobliżu, tam gdzie dziś dzielnica Wawelsko-Filtrowa, były koszary. Po wybuchu
rewolucji bolszewickiej wracali oni do
Polski. Do naszego domu wrócili wtedy: znany Ci ze wspólnego pobytu w schronie w czasie majowego nalotu pułkownik
Pochwalin (w gruncie rzeczy Moskal, który potem przezwał się
de PaevalinDąbrowska
nie wspomina go w Dziennikach, nie figuruje w bazie osobowej Centralnego
Archiwum Wojskowego w Rembertowie. [?]) i generał (o ile mnie pamięć nie myli
Stanisław) Ostrowski.
Ostrowscy mieszkali już nie od frontu, lecz na trzecim piętrze nad
KołodziejskimKołodziejski mieszkał przy ul. Polnej 40 pod numerem 26. W okresie okupacji Dąbrowską i Kołodziejskiego łączyły przyjazne sąsiedzkie stosunki, w czasie powstania warszawskiego przebywał wraz z nią, Stempowskim i Kowalskimi w Bibliotece Publicznej przy ul. Koszykowej, po wojnie nie utrzymywali kontaktów.. Zdaje się, że mieli ładnych, młodych synów. Obaj oficerowie reaktywowali się w polskiej armii i zaraz poszli na emeryturę.
Gen. Ostrowski umarł stosunkowo niedawno, ale nie pamiętam już roku. Pamiętam jego klepsydrę na bramie.
P. Kondracki, właściciel domu,
miał lodownię obok, tam gdzie dziś dom nr 38. Tę lodownię zniesiono i ten dom wybudowano w roku 1937. Całuję Cię kochanie – będę już teraz pisać rozsądne listy –
M.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
W Twoim liście wzruszył mnie zarówno krzyż na kościach poległych Szwedów, jak i ostatni dramat wsi z wysiedleńcami. Strasznie chciałabym być długo na wsi, miasto zupełnie nie przemawia do mojej wyobraźni. 30 lat miasta są właściwie dla twórczości stracone.
[Dopisek na górze pierwszej strony:]
2 po południu.
Pudełek na razie nie możemy nigdzie dostać, wysyłam więc te, co je miałam w domu.