Lw[ów], środa, 8.09.43
Maryjko,
Maryjeczko,
ręce ci całuję, najlepsza moja, za każdą literę twoich drogich, dobrych listów. Poczta istotnie dobrze chodzi, bo po dwu dniach czasem jest już list. Przepraszam za różne niemądre przekomarzania się, fochy i dąsy w moich kartkach i listach, jest to tylko nieumiejętność bycia i tyle różnych strachów, kt[óre] próbuję oszukać.
Tu dzisiejszy dzień zelektryzowany nagłą chorobą znajomego
Jerzego. Wróciłam przed chwilą z przyjęcia koleżeńskiego o 10.30, taka jest tu godzina policyjna. Odprowadzili mnie chłopcy do domu, ale miny rzadkie. Noc jest cudownie piękna. Postanawiamy z
J[erzym] nie kłaść się, ale patrzeć na gwiazdy. Ulica jest tak dziwnie, przeraźliwie piękna. Z daleka łowimy uchem stukot obcasów i warczenie auta.
Historia okropności świata dostarcza przykładów dla dnia dzisiejszego. Na drzwiach niektórych znajomych pojawiają się znaki jak w plagach egipskich, bratnia znaczy je ręka lub niemal bratnia
W tym czasie niektóre mieszkania Polaków zostały oznaczone krzyżykiem, o co podejrzewano Ukraińców (zob. G. Hryciuk, Polacy we Lwowie 1939-1944. Życie codzienne, Warszawa 2000, s. 385). Znakowanie drzwi miało już miejsce w 1941 r., o czym wspominała Karolina Lanckorońska (zob. w: tejże, Wspomnienia wojenne, Kraków 2002, s. 113). Kowalska porównała oznaczenia ze sceną w Starym Testamencie, w której Bóg nakazał więzionym przez Egipcjan Izraelitom wykonać krwią baranka znaki na swoich domach, by się ustrzec od ostatniej zapowiedzianej przez niego plagi, skazującej wszystkich pierworodnych na śmierć (Księga Wyjścia, 11, 12).
.
Nigdy żadne miasto tak mnie nie przejęło jak
Lwów z tych ostatnich dni. Jest coś z Ciebie w ulicach i widokach tego miasta. Przeze mnie i nie przeze mnie. Pamiętam, jak w maju, w ten deszcz pojechałyśmy po
baseloidW liście do Stanisława Stempowskiego Dąbrowska pisała: „Teraz znalazłam tę roślinę w katalogu. Nazywa się Bassengaultia basseloides (basengaleja)” (M. Dąbrowska, S. Stempowski, Listy, t. 2, 1931–1944, s. 101, list z 2 marca 1932). Nie udało się ustalić, jaka jest polska nazwa tej rośliny. na
Wolską, powiedziałaś wtedy, że
Wolska ulica przypomina
Żółkiewską, kt[óra] tak samo jest brzydka, ale dla Ciebie to była najpiękniejsza ulica. W pierwszej chwili kiedyś to powiedziała, tak żal mi cię się zrobiło, że oddałabym wszystko, aby mogło być, jakbyś chciała, aby móc wrócić ci tamto
Kowalska wspominała zapewne kwietniową, nie majową, wyprawę po kwiaty, którą opisała w dzienniku 6 kwietnia 1943 r. „Po południu w deszcz z M. po kwiaty na Wolską. M. mówi, że Wolska przypomina jej Żółkiewską we Lwowie. Równie brzydka, «ale dla mnie była piękna». Boże, takie małe niewinne zdanie o ulicy przedmiejskiej, a cały mój nastrój ranka znikł, rozpierzchł się, jakby niebo spadło i rozbiło się na kawałki. Chciałabym móc zniknąć, przestać być. Na chwilę serdeczne zmartwienie: móc oddać jej tę piękną ulicę, tamten czas. Ale ta dobroć wystarcza na b[ardzo] krótko. Smak żółci w ustach. Nie, Wolska nie zostawi mi wspomnienia, do kt[órego] chętnie wrócę” (AK Dz. rkps, sygn. 2146, t. III, k. 57, 6 kwietnia 1943). Ulica Żółkiewska prowadziła do domu Blumenfeldów.. Ale,
droga moja, niedługo tak mogłam myśleć.
I teraz, kiedy tak jest trudno brnąć przez te lwowskie dni, kt[óre] są dla mnie piękne i b[ardzo] ciężkie, wspomnienie z
ul. Wolskiej zjawia się jak ostrzeżenie.
Noc minęła. Jest południe.
Jerzy ma w drugim pokoju lekcję. Mam chwilę wolną. Wielka, dobra nowina przewraca niepokoje lokalne i dodaje hardości najbardziej giętkim karkom
8 września 1943 r. Niemcy rozpoczęły w całej Europie rozbrajanie wojsk włoskich. „«Dzisiaj Warszawa przeżywała wielki dzień: kapitulacja Włoch! – odnotował Ludwik Landau w pierwszym zdaniu codziennego zapisu swej kroniki w dniu 9 września. Wiadomość ta była nadawana przez radio wczoraj wieczorem, w związku z godziną policyjną, jednak tego samego dnia rozejść się nie mogła. Dziś rano natomiast rozeszła się już wcześnie po całym mieście, tak że kiedy przez głośniki nadawano ją o godz. 11, wszyscy już o tym wiedzieli i czekali, z jakimi uwagami wiadomość podadzą Niemcy. Istotnie wyrazy zdenerwowania wydarły się Niemcom: kapitulację określono jako zdradę». […] Wiadomości o rozwoju sytuacji we Włoszech, podawane przez komunikaty radiowe i prasę konspiracyjną wywołują w mieście nastroje widocznej radości” (W. Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, Kraków 2008,s. 551). 10 września armia włoska skapitulowała przed dowództwem niemieckim. Zob. list Marii Dąbrowskiej z 3 września 1943 roku.
Raz jeszcze czytam listy Twoje i jeszcze raz, i widzę rękę, która pisze, i twarz pochyloną. Na chwilę jestem z tobą, przez resztę czasu ty jesteś ze mną. Co za ulga, że piszesz listy, że piszesz codziennie. Oprócz radości i innych uczuć, kt[óre] listy przynoszą, jest wdzięczność za samą czynność wysyłania listów.
Jaka szkoda, że tak się złożyło i twoja nieobecność wypadła, kiedy i mnie nie ma, i
dom pusty, i nie mogę cię odwiedzać. Chociaż mały ten pokoik złączył mi się ze wspomnieniem jakiegoś wprost zwierzęcego smutku, jaki mnie napadł. I tylko jedno popołudnie, kiedy byłam z Tobą, stoi osobno, pod opieką bóstwa chwil szczęśliwych
17 lipca 1943 r. Kowalska zanotowała w dzienniku: „Wracam z Olimpijskiej. Dziś po południu nareszcie pewność, fizyczna pewność szczęśliwości. Jakiegoś przezwyciężenia, obudzenia M. Oczy jej inaczej patrzą. Twarz inaczej wygląda. Jestem szczęśliwa” (AK Dz. rkps, sygn. 2146, t. II, k. 186)..
Nie mam możności zasiąść do listu, który właściwie powinnam napisać – dużego listu – gdyż mój wyjazd, moja obecność tutaj jest z tym w związku. Dobrze, b[ardzo] dobrze się stało, że tu jestem, ale nigdy nie byłabym znalazła siły oderwać się – trudno opowiedzieć, co za agonia była dla mnie ta jazda między
Dworcem Zachodnim a
Wschodnim, kiedy można było wysiąść i – już być
u Ciebie.
Oczywiście jesteś tu obecna, tak obecna, że muszę znajdywać różne przyczyny: strach przed nalotem, inne strachy, aby wytłumaczyć bezsenność, gorączkę, płacz przez sen.
Ostatnie życzenie w Twoim pierwszym liście, które częściowo może było i moim życzeniem, kiedy postanowiłam wyjechać do
Lwowa, ze złości i urazy na kpiny
Wandeczki – życzenie to jest niemożliwe do urzeczywistnienia, mimo że jest to forma bycia dwojga ludzi tak istotna i nie do przezwyciężenia, jak stosunki z b[ardzo] kochanymi rodzicami.
Ponieważ nie mam możności napisania takiego listu, a i inne względy ostrożności są za tym, jeśli będziesz miała czas, wyciągnij z mojej skórzanej walizki paczkę zawiniętą w gazetę, wyjmij z niej trzy fiołkowe
zeszyty I, II, III, znaczone w dole na okładce Kowalska miała na myśli dzienniki oznaczone rzymskimi cyframi, obejmujące kolejno zapisy: I – 9 III 1943 – 8 IV 1943 (k. 44-61); II – przed 9 IV 1943 – 3 V 1943 (k. 62-79); III – 8 V 1943 – 13 VII 1943 (k. 80-97) (A. Kowalska Dzienniki, Muz. Lit., sygn., 2146, t. III). Na kartach tych dzienników widoczne kilkukrotne podkreślenia i dopiski ołówkiem ręką M. Dąbrowskiej.
i brązowy, z którego wyrwij zapisane kartki
Trudno powiedzieć, który zeszyt miała na myśli Kowalska. Prócz wspomnianych fiołkowych zeszytów zachowały się z tego okresu m. in. luźne kartki bez oprawy, datowane od 9 grudnia 1940 r. do 1 marca 1942 r., a także kolejne luźne kartki, obejmujące okres od 22 lipca 1943 r. do 27 sierpnia 1943 r. (AK Dz. rkps, sygn. 2146,
t. III, k. 1–43; 98–111).. Resztę, to zn[aczy]
zielony zeszyt i fiołkowy, zostaw w gazecie Kowalska miała na myśli zielony kołonotatnik, obejmujący okres przed 6 XII 1939 do 17 VII 1943, (AK Dz. rkps, sygn., 2146, t. II, k. 99–187). Kolejny fiołkowy zeszyt nie zachował się. Owe trzy zeszyty i początek brązowego to list do mnie samej, coś co pozwoliło mi jako tako dawać sobie radę. Przeczytaj to, jeśli jest dość czytelne i zniszcz. Mam nadzieję, że potrafisz czytać rzecz nieprzeznaczoną do czytania, to zn[aczy] odcyfrujesz to odchylenie czasem nieprzyjemne, jakie zachodzi między myśleniem wprost a dostosowanym. Jest to próba i nie wiem, czy z mojej strony rozsądna, bo niewątpliwie gdybym przeczytała to sama dzisiaj, wiele rzeczy musiałabym uszczelnić i wytłumaczyć, i nie wiem, bo po prostu i już nie pamiętam, czy w jakiejś formie cię nie zrażę. Ale jest to zbyt osobiste, by pozostawiać własnemu losowi.
Między naszym sposobem reagowania jest ta różnica, że tobie rozłąka w jakiejś formie odpowiada, to zn[aczy] że moja namacalna, dotykalna, dostrzegalna osoba jest jakąś przeszkodą, a wspomnienie o niej czymś łatwiejszym do przyjęcia – bardziej swoim. Tymczasem dla mnie, kt[óra] tak się boję, że całe twoje istnienie rozgrywa się tylko w mojej wyobraźni i że ty tylko zezwalasz na to, aby być kochaną, przeżywaną – że rozłąka jest dodatkowym cierpieniem ciągłego wahania, bo wszystko, co przeżywam, jest zanurzone w wyobrażeniach, wspomnieniach i mój istotny kontakt z rzeczywistością jest bardzo mały.
Każdy znak widomy Twojego istnienia, bytności np. sfałdowany dywan przy fotelu, zanim zostanie przeze mnie wyciągnięty i wyrównany, wywołuje u mnie uśmiech radości. Wyszłaś do ciemnych sieni, zatrzasnęły się drzwi od
twojego mieszkania, a kiedy wracam do mojego opuszczonego pokoju, widzę, że naprawdę byłaś.
Bez końca i ciągle na nowo przeżywam to, że tyle znaczy dla mnie muśnięcie włosów, oddech na twarzy, dotknięcie twojej ręki – przyjaźni duchowych dobrych i złych przeżyłam parę razy, ale tak całkowitego połączenia wszystkich sposobów odczuwania bodaj nigdy.
To żenujące być tak naiwnym w tym wieku, ale to tylko tłumaczy wszystkie trudności i przykrości mojego usposobienia, bo doskonale zdaję sobie sprawę, jak co innego każdy dzień z tych sześciu miesięcy znaczył dla ciebie i dla mnie.
Uwodzi mnie Twoja potencja duchowa i czuję się zobowiązana moralnie, aby starać się być wartą tego, ale najbardziej zniszczony pantofel czy zmięta koszula wzruszają mnie nie mniej od szumiącej, pięknie toczącej się opowieści. Trafne rozstrzygnięcie, elegancja opanowanej myśli czy pomysłu radują elegancją i harmonią, a codziennie nakładana suknia, klucze gubione i odnajdywane są samym życiem i wzruszają każdą cerą, wytartą nitką, tym, co czyni, że się niszczą, że są tak narażone. Dlatego tak strasznie wzruszają mnie przedmioty i z nimi jestem w przymierzu przeciw temu, co najistotniejsze, owo
aere perennius we wszystkim, co ciebie dotyczy.
Teraz jedna myśl, czy coś się nie stanie, co nie pozwoli mi wrócić na
Polną?
Całuję Cię najniecierpliwiej.
A.