30 XII 44
Droga Anneczko,
sama dziś chodziłam po pocztę, ale od Ciebie nic nie było. Po tygodniu okropnego jakiegoś melancholizowania dziś po raz pierwszy nieco lepiej się czuję. Był dziś cudnie piękny dzień – drzewa, płoty, strzechy okryte białą sadzią. Chodzę jeszcze co dzień na naświetlanie do dr. Sierakowskiego . Dziś składałam życzenia p. Wysz[omirskiej], bo to jej imieniny, okazuje się, że istnieje i święta LeonildaDąbrowska miała na myśli świętą Leonilę z Langres.. Zaprosiła nas (nie święta, tylko pani Wysz[omirska]) na podwieczorek. Nareszcie jedliśmy naprawdę smaczne rzeczy i dostaliśmy nawet po kieliszku wermutu. Pointę imieninowego podwieczorku stanowiła mała Zosia. To rezolutne dziecię srogo abstynenckiego ojca wołało wniebogłosy: „Dawajcie wina, mamusia, wina, wina!”, a dostawszy go, udawała pijanego. Biedny tenor włoskiej opery dawał ognia i patrzył swymi południowymi oczyma ze zgorszeniem na córkę i żonę. Taż Zosia, wbrew rodzicowi, „tępiącemu” kosmetykę, woła do pani Kasperskiej: „Ciociu, umaluj się, umaluj sobie usta, tak ci ładnie, jak się umalujesz”. No, Annuś, zabawiłam Cię tą kartą, jeśliś smutna? To już chyba ostatnia karta do Ciebie, o ile nie zdecydujesz tam zostać. Bardzo Cię wyglądamy, ba, kto by Cię nie wyglądał, ale nic nie wiem, co będzie jutro, pojutrze – z nami, z wszystkim. Tu od paru dni krąży mnóstwo pogłosek, ale ile ich już było? Ręka moja pomału się poprawia. Jak będziesz w Krakowie, dowiedz się u GutowskiegoPor. list Anny Kowalskiej z 6 września 1943., czy nic nie ma o Wandeczce i p. Marku.
Całuję Cię i wszystkich pozdrawiam M.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
Powiedz p. Jerzemu, że b[ardzo] prosimy, aby Ci pozwolił do nas przyjechać. Rozważ jednak dobrze, kochana, trudy i niebezpieczeństwa podróży […].