Adresat:
Anna Kowalska
Lwów, Supińskiego 11
Nad.
Maria Dąbrowska
Warszawa, Polna 40[1]Adresy zapisane ręką M. Dąbrowskiej na górze strony.
16 I 40 [właśc. 41]
Miła, kochana,
11-go stycznia otrzymałam
Pani list z d[nia] 21 XI zeszł[ego] roku. O liście, o którym Pani wspomina, że wysłała go „miesiąc temu, ciężki od sentymentów”, należało chyba napisać „dwa miesiące temu”, gdyż, jak sądzę, był to
list z d[nia] 24 września, otrzymany przeze mnie 30 listopada i na który odpisałam
3 grudnia[2] List ten opatrzony jest datą: 1 XII 1940, został wysłany 3 XII 1940.
. List, obecnie od Was otrzymany, jest (razem z kartką) czwartym z rzędu, mój zaś obecny list jest, o ile się nie mylę, piątym. Jak na niełatwe, na pół wojenne warunki prowadzimy więc stosunkowo dość ożywioną korespondencję, choć odbywa się ona trybem astronomicznym. Odbieramy listy niby promienie dawno wygasłych gwiazd. Kiedy czytamy je, nie odpowiadają już aktualnej naszej czy waszej rzeczywistości, nastrojom, usposobieniom ducha.
Mój ostatni list, jeśliście go otrzymali, może wam nie był miły. Tchnął pewnego rodzaju optymizmem czy entuzjazmem, który mógł się wydać afektowany, powierzchowny i głupkowaty. Był to też w samej rzeczy entuzjazm
Andrzeja Bołk[ońskiego] z
Wojny i pokoju, kiedy rzeczony
Andrzej Andrzej Bołkoński był dwukrotnie ranny: pierwszy raz w bitwie pod Austerliz, tam leżąc na polu bitwy, wpatrywał się w niebo; drugi raz w bitwie pod Borodino. Wówczas śmiertelnie ranny Bołkoński w został przewieziony do Mytiszczi i tam słyszy muzykę. leżał na pobojowisku, śmiertelnie ranny i patrzył w gwiazdy, i słyszał w sobie dziwną muzykę, piskliwą a wzniosłą, muzykę nieskończoności i nicości, wspaniałości i straszliwości niepojętego istnienia. A jednak, jak u
Tołstojowskiego bohatera, tak i u mnie i ten entuzjazm był prawdziwy, jak prawdziwymi są i jego odpływy, które właśnie znów teraz przeżywamy. Lecz rzeczywistość – każda – jest tak wielostronna, że upadki ducha i jego dźwiganie się współistnieją na przekór prawu fizyki, co nie pozwala dwóm ciałom jednocześnie umieścić się w jednej przestrzeni. A co do siły i prawdziwości przeżyć – nie trzeba uogólniać, że tylko przeżycia młodości są prawdziwe. Cóż bo ma zrobić człowiek, którego każdy dzień jest wciąż na nowo rodzącą się młodością? Jaskrawa, dotykalna wprost plastyka i siła, z jaką noszę w sobie, choćby zeszłoroczną lwowską zimę i wiosnę, nie pozwala mi w żaden sposób godzić się z tym, że to było życie na cudze konto. Jak widzicie, staram się nie tylko pisać, ale i odpisywać na „podniesione kwestie”.
Nasz dzień powszedni upływa na bardzo mozolnej, nigdy nie kończącej się pracy domowej i przy
dzieciach, przepełniony jest myciem, szorowaniem, sprzątaniem, paleniem w piecach, gotowaniem, przepieraniem, zabieganiem o chleb codzienny. A przecież ile w tym tłoku poziomych zajęć mieści się owocnego, czasem wręcz odkrywczego życia duchowego. Dzieci, obdarzone przez naturę bezcennym darem wdzięku, stanowią smak i okrasę, a niekiedy, w chwilach „krótkich spięć” z nimi i ostrą przyprawę tego
„żywota człowieka poczciwego”.
P. Stanisław zagłębił się we
wspomnieniaStempowski w latach 1940–1943 pisał pamiętniki, ale nie udało mu się ich opublikować. Siedem pierwszych rozdziałów (istotnie ocenzurowanych) z inicjatywy i ze wstępem Dąbrowskiej ukazało się nakładem Ossolineum już po jego śmierci. (Zob. S. Stempowski, Pamiętniki 1870–1914, Wrocław 1953). Pozostałe rozdziały, zatrzymane przez cenzurę, wydane zostały dopiero w paryskich „Zeszytach Historycznych”: Ukraina (1919–1920), 1972 z. 21, s. 64–88 i Z pamiętnika (Wojna. Pogrom – 1914–1917), 1973 z. 23, s. 101–140, z. 24, s. 68–131. Zob. też: L. Hass, Stanisława Stempowskiego spotkania z policją polityczną w 1938 i 1940 roku. Dwa nie opublikowane fragmenty „Pamiętników” S. Stępowskiego [sic!]. swego odległego dzieciństwa i młodości, cieszymy się, że choć w ten sposób wykorzysta obecny interwał życia. Zapada, niestety, często na serce. W was zawsze bardzo zakochany i choć listów nie pisze, bo przyjął to teraz za zasadę i mnie nawet od pisania ich odwodzi, ale zawsze z czułością Wasze listy czyta i z serca was pozdrawia.
W początkach grudnia byłam u
p. Kazi na wsi. Od tego czasu widziałam ją pierwszy raz dopiero przedwczoraj. List Pani z września teraz dopiero otrzymała. Trzyma się zawsze dobrze, ale w porównaniu z dawną sobą przymizerniała i wydaje się, jakby powiedzieć – dodatkowo smutną. W święta chorowała na grypę. U mnie dzieci też całe święta chorowały, ale już przyszły do siebie.
Wandeczka bardzo przeżyła śmierć
Staszka RogowskiegoRogowski został aresztowany 19 września 1940 r. w obławie obejmującej inteligenckie dzielnice stolicy. W środowisku literackim krążyły inne wersje wydarzenia. Dąbrowska zanotowała w dzienniku pod datą 12 grudnia, że Rogowski został aresztowany w mieszkaniu Wandy Hoffmanowej, którą odwiedził wraz z żoną, Wacławą. Eryk Lipiński odnotował natomiast, że Rogowskiego aresztowano u Władysława Zambrzyckiego przy Filtrowej 30. (Zob. E. Lipiński, Pamiętniki, Warszawa 1990, s. 96–97). Zmarł w Auschwitz 8 grudnia 1940 r. Autor zbioru Panny leśne (1935). Rogowski przed wojną był częstym gościem Kowalskich., który czystym przypadkiem nabawił się ciężkiej choroby i po trzech miesiącach cierpień umarł z daleka od
młodej żony. Dużo ludzi teraz umiera, gdy przechodzę koło
kościoła ZbawicielaOd czerwca 1940 r. obowiązywało zarządzenie dotyczące publicznych zawiadomień o śmierci. Pod groźbą surowych kar nie wolno było informować o okolicznościach zgonu. Nekrologi pozwolono wywieszać jedynie na przykościelnych tablicach lub publikować w prasie wydawanej za zgodą władz okupacyjnych. Brak informacji o wyprowadzeniu zwłok był dla społeczeństwa sygnałem, że zmarły został rozstrzelany albo zginął w obozie. Na odstępstwo od tej reguły Niemcy pozwolili dopiero w 1943 r., gdy można było zamieszczać w nekrologach informacje o ofiarach mordu w Katyniu., widzę wciąż nowe klepsydry, ale nie ma pogrzebów, tylko nabożeństwa żałobne. Zimę mamy znów klasyczną, jak w zeszłym roku, tylko nie tak zażarcie mroźną. Świat iskrzy się, śnieg, biało i czyście, jakby ziemia była nie krwawiącym chaosem, ale niepokalaną świętością. Wczoraj byłam u
pani Zofii N[ałkowskiej], która mnie mile przyjęła. Powtórzyłam jej wiernie Pani pozdrowienia i że Pani jest pod jej urokiem. Pani marzenia o zamieszkaniu „na resztę życia” na odległej starożytnej wysepce nabierają osobliwych rumieńców życia. Od
p. StasiDepesza ta nie zachowała się. Trzy listy Stanisławy Blumenfeldowej do Marii Dąbrowskiej z 1941 r. znajdują się w Gabinecie Rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, rkps nr 1385, t. I, k. 100–101a. W Muzeum Literatury przechowywany jest list tejże z 1940 r., sygn. 2084, t. II, k. 19 i list Marii Dąbrowskiej do Stanisławy Blumenfeldowej z kwietnia 1941 r., sygn. 2054, t. I, k. 19–20. miałam depeszę na Nowy Rok, ale poza tym od dawna już milczy jak zaklęta. Ale skoro podąża z humorem do
cukierni – co zawsze każdemu odradzam – to widać wszystko u nich dobrze.
List swój kończy
Anneczka słowami „żegnajcie”. Czyżbyśmy się mieli nigdy więcej nie zobaczyć z Wami,
najsłodsi przyjaciele? To niepodobna. Lub może zobaczymy się sędziwymi staruszkami? Mocno ze łzami Was całuję, najczulsze pozdrowienia i życzenia noworoczne załączam
wasza Maria