28 XII, po południu.
O moja Anno,
moje najdroższe, najbiedniejsze biedactwo. Ani jednej minuty, sekundy nie ma, żebym nie była z Tobą. Napływ współczucia i żałości niweczy poprzednie listy. Mimo to posyłam Ci je. Jestem tak dalece tobą, a ty mną, że musisz wszystko wiedzieć, co dzieje się i ze mną. Nie tylko ja z tobą, ale i ty ze mną musisz przecie razem cierpieć. Wybacz brutalny cynizm tych listów, wybacz, że cię lżę i że Ci bluźnię. Jestem tylko człowiekiem – ciężko zranionym człowiekiem. Cynizmem bronię się przed beznadziejną rozpaczą. Sytuacja, w którą wtrąciłaś nasze życie, jest też poza wszystkim innym cyniczna – może tylko w kategoriach cynizmu jest się w stanie ją znieść. Czuję się w roli radcy Karenina o długich oślich uszach wobec Wrońskiego, wobec szczęśliwego autora twej ciąży. O, Anno, nie można chcieć za wiele, przebrałaś miarę, chcąc z dwojgiem zażywać szczęścia, rzuciłaś tak straszny czarny cień na całe te minione trzy lata. Cóż mam robić nieszczęsna i zhańbiona.
Nie mogę Cię porzucić, bez Ciebie nic dla mnie nie jest interesujące, nic – warte życia. Taką niepojętą w swej wiarołomności muszę Cię kochać i towarzyszyć Ci we wszystkim, cierpiąc jak potępieniec, na myśl o tym, co było, na myśl o tym, co będzie. Podświadomie pragnę, abyś przerwała ciążę, świadomie wzdrygam się przed tym i nienawidzę siebie za te chęci. Ty czekasz po mnie, że wesoło, lekko, wszystkiemu pobłażając i sprzyjając, pomogę Ci znosić przykrość brzemienności. Wybacz, że zbyt trudno mi się na to zdobyć. Ale służę Ci wszystkim, czego zażądasz, zrobię wszystko, co zechcesz – w końcu czas przyniesie chyba jakieś złagodzenie dzikiego gniewu i rozpaczy –
M.
Później
Będę szukać okazji do Wrocławia. Jeśli masz przerwać ciążę, to natychmiast, i ja muszę być przy tym. Nie wiem, czy przytomnie piszę. Odchodzę od zmysłów z nieludzkiej rozpaczy – dziecko – to zerwanie nasze. Nie mogę się ciebie wyrzec, czym będę żyć. Nie wiem już, co piszę. To tysiąc razy gorsze od powstania, Warszawy, Jadzi. Badam siebie. Dociekam, jaką straszną winę popełniłam. Na co wzbudziłaś we mnie tak wielkie do siebie uczucie, by je tak strasznie sponiewierać. Za co mnie tak niemiłosiernie karzesz. Kto jesteś? Po co wciągnęłaś mnie w ogrójec takiej męczarni. Nie być z tobą – tortura nie do zniesienia. O, mieć Cię przy sobie – dawną, niewinną, a choćby w złudzeniu, żeś niewinna. Co mam zrobić. O nędzny człowieku – dopiero katastrofa własnego życia jest katastrofą świata.
Nie, wszystko na nic. Cokolwiek zrobisz z tym wrażym dla mnie i nienawistnym płodem, nic się od tego nie zmieni. Nadal będziesz chciała żyć w tym rozpustnym trójkącie seksualnym, nadal będziesz chciała tak żyć. Każda nadchodząca godzina jest przeraźliwsza od poprzedniej. Za coś mi tak zrobiła, za co, za co, za co?
Anno, to sen, powiedz, że to zły sen, zaprzecz, skłam, nie wiem już, co mam robić. O, jakbym chciała przyjąć to wszystko pokornie, ze wszystkim się pogodzić, być ci po myśli, po chęci, pobłażać wszelkiej rozpuście, jeśli tobie się tak podoba, jeśli tobie to do radości potrzebne, czemu nie mogę, nie mogę, nie mogę. Tak mnie głowa boli, tak się boję, żeby nie dostać zapalenia mózgu.
Znowu noc. Która to? Znów się zaczyna to gorączkowe majaczenie. Ty się nic nie martw. Wszystko będzie dobrze. Doznałam dużego szoku i nie mogę się wstrzymać od pisania. Muszę Ci teraz wszystko napisać, żebyś wszystko wiedziała. Mam wrażenie, że moje listy giną, ten wyślę ekspresem. Teraz dopiero wszyściutko rozumiem, np., dlaczego odwołałaś wizytę Ger[arda]. Pokazać się daw[nemu] k[ochankowi] w szóstym miesiącu ciąży, to żadna zabawa. Mnie zepchnąć w przepaść, to o wiele więcej pasjonujące. Już coś piszę nie to, co chcę. Ale wiesz, jak mi powiedziałaś, że go zaprosiłaś do Wrocławia, to we mnie jakby piorun strzelił. Ale nic nie mówiłam, byłam zanadto dyskretna. Z tobą widać było potrzeba karczemnych scen. Albo może całkowitego, całkowitego cynizmu. Powinnam to była zrozumieć, kiedy przeczytałam w tw[oim] pamięt[niku], jak z matematyczną dokładnością zapisujesz formułki de l’act amoureux. Jaka ja głupia, nie rozumiałam zabawy. Teraz już bym umiała, zobaczysz, będzie jeszcze wesoło. I te twoje płacze ciągłe, to też było pewno akcesorium dla ta volupté. Il y en a qui pleurent, il y en a qui pètent. To już jest opisane u Casanovy. I zawsze mówiłaś: „żeby kto znał moje myśli”. Więc już ja teraz znam – wszystko.
Nie myśl, że ja zwariowałam. Ja przytomna i trzeźwa, tylko takam o Ciebie niespokojna. I chcę ci we wszystkim wygodzić, żeby ci było tak, jak lubisz. Opisuj mi wszystko szczegółowo, wszystkie twoje noce z highest drill’em5 i w jaki sposób, chcę ci we wszystkim towarzyszyć, jeśli już tak żyć musisz, byleś mnie tylko nie opuszczała. Ale lepiej było się z tym nie ukrywać tyle czasu.
Tak mi cię żal, że musisz jeszcze tak długo te dzieci nosić. Tylko po co płodzić podłych ludzi na ten podły świat. A taka jak ty może i dwoje naraz urodzi. To dopiero będziesz miała roboty i kłopotów. Ale mnie starczy pieniędzy na wszystkich, będę dużo zarabiać. Ja jeszcze dobrze nie rozumiem, co się stało i często myślę, że to nieprawda, że mnie chciałaś postraszyć i wypróbować. Jeszcze nie wiem, co to jest, co się ze mną dzieje mimo woli. Bo tak, to owszem, chcę, żeby wszystko było jak najlepiej. Żyć, pracować. O moja miła, na [!] tamte listy nie dbaj, przyjadę i znów będziemy szczęśliwi. Ja ci zawsze mówiłam, że ja bez ciebie nie mogę być, ale Ty mnie nigdy nie wierzysz.
Twój Maciuś-pajacuś kochający.
[Dopisek na drugiej stronie:]
Aha, to dlatego tak przemilczałaś wszystko, co pisałam o Miłoszu. Nie, to przecież nie Miłosz – to Jerzy. Ta Anna tak kochała i raptem – Ale to minie – wszystko minie. Tak bym się cieszyła, żebym mogła zapomnieć. Ja jeszcze muszę się cieszyć. Nie? Cztery dni – cztery noce. I jeszcze dużo nocy, dużo dni. A ty co porabiasz? A co sikorki? Ot będzie zabawa dla dziecka.
Wiesz, postanowiłam ci pisać wszystko, co pomyślę. To śmieszne.
Dobra zabawa, co?
[Dopisek na marginesie trzeciej strony:]
Anno – żyj tylko. Może jeszcze jakaś nam radość zaświta, może jakoś wytrzymamy tę próbę. Musimy wytrzymać, przecież miłość jest większa od wszystkiego, prawda?
[Dopiski na czwartej stronie:]
Wiesz, noc pada. Nie, deszcz pada. Aż się dziwię, że ja tak okropnie cierpię. Aluzja do śmierci Stanisławy Blumenfeldowej.W 42-ym umierałam, a tak nie cierpiałam. Ani nawet w 44 [roku]. Arcydzieło. Teraz mi przychodzi na myśl, że to wszystko wpadnie w ręce pana Jerzego Hu… I nie ma rady na nic, bo plemnik to plemnik, a jajko to jajko – ovule. Rację mają bolszewicy – po stokroć. Byt określa świadomość. Nasz zgniły świat musi zginąć. Oto co zrobił z takiej cudnej błogiej rzeczy jak miłość? Ale ja tego nie zrobiłam, a ja jestem winna. No, widzisz, nie wiem dlaczego. Nie wytrzymałam.
[Dopisek na marginesie piątej strony:]
Przyszła Twoja filiżanka. Ale ona nie jest w ciąży. Piłam z niej. Ale wszystko daje gorzkie. Ale bardzo ładna. Dziękuję. Moja miła, czemu nie pisze?