Wrocław, 3 XII 45
Moja najdroższa
dziś od rana jakiś dzień ochoczy. Pogoda kwietniowa, jakieś mgiełki, słońce, mimo wszystko zielono i coś jakby nadzieja za mgłą i zdziwienie w człowieku, że mimo wszystko żyje się. W południe poszłam się przejść. Nie myślałam o Tobie (to był chyba jedyny moment w ciągu dnia) i tylko oddychałam, i patrzyłam się z przyjemnością, taką łagodnie smutną jak ludzie chronicznie chorzy. Wróciłam i przepisywałam moje opowiadanie. O trzeciej przyszedł
Jerzy z
profesorem Juliuszem Krzyżanowskim, anglistą, nie
Julianem. Mam mu pomagać przy porządkowaniu beletrystyki angielskiej, co mnie b[ardzo] bawi.
Jerzy przyniósł list od Ciebie i wiadomość, że przyjechała
Kulczyńska i że będzie po południu u mnie. Poszłam do mojego pokoju, przycisnęłam list do serca, przeczytałam
pierwszy z 27 [listopada] i odłożyłam jak skąpiec. Strasznie chciało mi się pić i wyszliśmy napić się piwa do „Baru Krakowskiego”, gdzie jest ładna cycatka blondyna z
Pruszkowa, z kt[órą]
Jerzy lubi zamienić parę słów o „życiu”. Wracając, wstąpiłam po
Marysię Kul[czyńską], żeby ją zabrać, ale podali wermut i ciastka, tak że zostaliśmy aż do godziny policyjnej
3 Na skutek rosnącej przestępczości władze Wrocławia zdecydowały się na wpro- wadzenie od dnia 12 października 1945 r. godziny policyjnej. Początkowo miała obowiązywać od godziny 20.00 do 5.00 rano, od listopada od godziny 22.00; lokale gastronomiczne miały być zamykane o 19.30.
Maria Kulczyńska została aresztowana przez NKWD w nocy z 8 na 9 stycznia 1945 r. i zesłana do Krasnodonu (Donbas); zwolniona 14 września 1945 r., najprawdopodobniej po interwencji naukowców polskich u Bolesława Bieruta. Pośmiertnie ukazały się jej wspomnienia obozowe Lwów – Donbas 1945 (1989Jej opowiadanie o ostatnim roku tak żywe, prawdziwe, że z trudem powstrzymywałam się od płaczu.
Maryjko, to jest przerażające, że wszystkie nasze cierpienia i współczucia idą jakby ku nam, a nie ku ludziom, że koniec końców jedynie modlitwa za kogoś jest wyjściem z siebie. Cała groza wojny mimo wszystko nas ominęła, ominęło nas bezpośrednie zetknięcie się ze złością ludzi, to inni umierali z mrozu, głodu, pragnienia, oblepieni kałem, przygnieceni węglem, więzieni tygodniami. Powinniśmy być nieznużeni w miłosierdziu, a jesteśmy śmiertelnie zmęczeni sami sobą i każdy nieprzyswojony człowiek to tylko nudziarz, jeśli nie wróg.
Dziwne uczucie siedzieć w luksusowo urządzonej willi, trochę w stylu filmów salonowych, słuchać opowiadań o ludziach stamtąd, skąd się nie wraca, i słyszeć gwizd kul za oknem
We Wrocławiu grasowały przez całą dobę coraz lepiej zorganizowane grupy polskich i radzieckich przestępców. Do patrolowania ulic wyznaczono 3 tys. żołnierzy NKWD i UBP. Milicja urządzała w domach obławy i rewizje., o tak, bliziutko, jak komar przy uchu. Ten nowy luksus jest nierealny, i jak mówi
Mira– „to nieprawda”.
Było mi równocześnie dziwnie przyjemnie, podniecona widzeniem
M[arii] Kul[czyńskiej], kt[órą] ostatni raz widziałam we
Lwowie, kiedy przyjechałam odwiedzić
Jerzego na
7 Mowa o ul. Jabłonowskich 8a we Lwowie, gdzie w 1943 r. przeprowadził się Jerzy KowalskiJabłonowskiej; wtedy byłam b[ardzo] szczęśliwa, pyszna, miałam listy od Ciebie i wracałam do
Warszawy. Teraz każdy dzień odwodzi mnie od
Warszawy coraz dalej i wcale nie jestem pyszna, ale czułam, że leży w domu list od Ciebie i to mnie czyniło szczęśliwą.
Wysłuchaliśmy
8 Kowalscy słuchali wiadomości nadawanych przez Radio BBC oraz Radio France Internationale.komunikatu i zasiedliśmy do herbaty i do wędzonego dorsza, do kt[órego] niestety nie było cytryny. Potem
Jerzy zasiadł do maszyny, aby odpowiedzieć panu, kt[óry] się nazywa
Lutogniewski-Nabzdyk! Nie jest Żydem, ale normalnym człowiekiem, ur[odzonym] w Stanisławowie. Ja zaś wróciłam na moją kanapkę do odczytania listu. Przeraziło mnie to twoje gardło, w końcu musi być z tego jakiś kłopot. Czy nie pojechałabyś w końcu nad południowe morze? Mogłabyś zawsze jakoś urządzić się w
Jugosławii. Nawet finansowo to dałoby się urządzić. Ucieszyłam się, że pas
pana Stanisława wrócił do domu. Wszystko, co piszesz o
Warszawie, wzrusza mnie głęboko. Nie pozwalam sobie myśleć o
Warszawie, muszę żyć jakoś. Często mimo najlepszych chęci i postanowień jestem niecierpliwa i niedobra dla Jerzego i martwię się tym. Już dwa razy powiedział: „jeżeli Ci tu źle, to Cię odwiozę, dokąd zechcesz”. Przeczę głową i zapewniam go, że mi jest dobrze. Sama sobie tłumaczę: mam dom, ciepły, spokojny, nie jestem głodna, mam czas dla siebie, mam
oddanego sobie męża, kt[óry] tylko pragnie widzieć mnie zadowoloną. Nie jestże grzechem rozpaczać? Naprawdę staram się być rozsądną i trochę mi się to udaje.
Napiszę do
„Wsi”, że wycofuję
to opowiadanie, ale nie poślę nigdzie. Straciłam ochotę. Bardzo zajmuje mnie to, co teraz piszę, jak skończę, to jeden egzemplarz ci poślę, ale nie do druku, bo to b[ardzo] duże, tylko do przeczytania i do złożenia w szafie
Nie udało się ustalić, który tekst Kowalska miała na myśli.. Mój umysł żyje tylko rano i wtedy aż szumi mi w głowie jak wiele stacji obok siebie przekrzykujących się w pudle radiowym. Fizycznie czuję się b[ardzo] marnie i zaczynam podejrzewać, że albo jestem w ciąży, albo coś jest nie w porządku. Wybieram się w przyszłym tygodniu do ginekologa. Żałuję, że nie zrobiłam tego w
Warszawie i tyle się namartwiłam różnymi przypuszczeniami. Jaka szkoda, że nie umiem z Tobą być prosta, ale tyle rzeczy mnie paraliżuje, że gdy jestem przy Tobie, to się gubię. Na jawie mam same jasne, dobre uczucia dla Ciebie, ale we śnie zatruwa mnie gorycz i jakieś złe zapamiętanie się i niechęć. Czemu, nie wiem.
A.
[Dopisek u góry pierwszej strony:]
Jeśli notowanie listów nie jest pomylone, to nie doszedł mnie list szósty.
[Dopisek u dołu pierwszej strony:]
Posłałam Ci
Kowalska przesłała Dąbrowskiej maszynopis tekstu oryginalnej pieśni łużyckiej (według źródeł pochodzącej z czasów powstania Łużyczan za Bolesława Chrobrego) z opracowania Jana Smoleŕa, Pjesnički hornych a délnych Łužiskich Serbow (Budziszyn 1841–1843), inc.: Serbjo so do Niemców hotowachu…, razem z propozycją własnego odczytania, skonsultowaną z Katedrą Języków Zachodnich Słowian we Wrocławiu (Muz. Lit. sygn. 2020, k. 90–97). Pieśń opowiada o powstaniu Serbów Łużyckich przeciwko Niemcom, stąd zapewne nawiązanie do osoby Heinricha Koitza, niemieckiego tłumacza Nocy i dni.pieśń Serbów o
Koitzu, już dawno zrobiłam starania.
[Dopisek u góry drugiej strony:]
Uważaj na macochę
Kowalska najprawdopodobniej przestrzegała Dąbrowską przed możliwością donosów. we wszystkim, co do kogokolwiek mówisz.