20 XI 45
Wtorek.
Już czwarty dzień żadnego listu nie ma od Ciebie. To mnie tak smuci. Tylko Twoje listy są czymś, co ma znaczenie, prócz mojej pracy, do której wciąż nie mogę i nie mogę się zabrać. Dziś rano był Tatomir (przyjaciel JadziAdam Wiktor Tatomir poznał Jadwigę Szumską około 1933 r., gdy był wizytatorem Wydziału Szkół Średnich w Białymstoku), więc znów długa rozmowa o Jadzi. Ubolewał, że w przeddzień powstania miała do nich do Radości przyjechać i w ostatniej chwili – rozmyśliła się. Ty mówisz, że jak człowiek umiera, to „nie ma zagadnienia”, a Jadzia po śmierci właśnie stała się zagadnieniem mego życia i to zagadnieniem nie do przebrnięcia. Tylko Ty jedna umiałaś rozpraszać tę straszną chmurę, bez Ciebie potykam się ciągle o ten grób. Czytam już pamiętnik Goncourtów po śmierci młodszego. Teraz wiem już dlaczego,
kiedy zaczęłam czytać kiedyś od końca, nie chwyciło mnie. Kiedy Edmund G[oncourt] pisze po śmierci brata, czuje się, że dusza wyciekła już z tych słów. Edmund, a nie Juliusz, był niewątpliwie wielką postacią tej dwójki, ale Juliusz był ofiarą Edmunda.
Dziś po południu była dr Hanka Kołodziejska. Przyszła pożegnać się. W piątek wyjeżdża do Ameryki po urządzenia naukowe dlaInstytutu Radowego i na pół roku studiów nad lecznictwem raka.
Gazety przyniosły wiadomość o ponownym wybraniu de Gaulle’a
na szefa rządu – olbrzymią większością głosów i przy akompaniamencie entuzjazmu ulicy. Mówiłam dziś w radio o Żeromskim, ale taką miałam chrypkę, że ledwo zdołałam głos dobywać.
Całuję Cię, kochana, pisz więcej, ja już piąty list piszę, a od Ciebie mam dwa
M.
22 XI 45
Czwartek.
Droga moja,
wczoraj nareszcie przyszedł Twój list, co mnie wprawiło w lepszy humor na cały dzień. Żałuję tylko, że nie miałam możności wczoraj Ci odpisać i wysłać list. Ale za to, jak widzisz, dziś posyłam od razu cały tom. A może Cię to nudzi? Dla mnie Twoje listy są nie tylko najbardziej zajmującą rzeczą, ale nadają smak wszystkiemu innemu. Całuję sto milionów razy Twoje pysio kochane, sfinksowate za wczorajszy list. Cieszę się strasznie z makatki á petit point, chociaż nie wiem dobrze, jaki to jest rodzaj makatki, opisz mi ją. Cieszę się z porcelanek i szkieł,
które Ci się tam podobają. Gdybyś chciała kupować, a przy okazji coś i dla mnie wybrała, mogę Ci teraz przysłać trochę pieniędzy, napisz tylko, z rozkoszą to zrobię. Wczoraj Tatomir przyniósł mi zamówienie na opracowanie wypisów z Pamiętników chłopów na lekturę dla młodzieży licealnejDąbrowska na zamówienie Państwowych Zakładów Wydawnictw Szkolnych (PZWS) podjęła pracę nad przygotowaniem wyboru z pamiętników chłopskich wydanych przed wojną przez Instytut Gospodarstwa Społecznego i Instytut Kultury Wsi. W tym czasie opublikowana została jedynie przedmowa Dąbrowskiej do planowanego zbioru („Przekrój” 1946, nr 67, s. 6); publikacja ukazała się po jej śmierci pt. Pamiętniki młodzieży polskiej 1918–1939, wybór i adaptacja M. Dąbrowska, Warszawa 1969. i przyniósł 5000 zaliczki. Drożyzna co prawda rośnie, ale najstraszniejszy jest węgiel (6,50 zł za kilo), na który zdaje się będę się w tym roku rujnowała, bo ciepło mieć muszę, choć niestety, mimo że piece pękają z gorąca, mieszkania jakoś dogrzać nie mogę (choć i zdun już wszystko naprawił). Mamy już zreperowane i oszklone okienko w piwnicy, funkcjonują dzwonki i nareszcie funkcjonuje łazienka. Jurek na pierwszy okres ma ze wszystkiego „dobrze”, tylko z matematyki, niestety, dwóję. Ma braki z poprzednich szkół, a w tym przedmiocie nie mogę sama mu pomóc i muszę wziąć korepetytora, który by w jakichś dziesięciu lekcjach podciągnął go. Dziś miałam list od brataWspomniany przez Dąbrowską list od Bogumiła Szumskiego nie zachował się. We wcześniejszym Szumski pisał: „Od trzech dni jestem w obozie tranzytowym wraz z innymi oficerami i żołnierzami, którzy zdeklarowali się na powrót, ale kiedy wrócę, ciągle jeszcze nie wiem. […] Mój adres obecny: 87 Transit Camp, Kingston Bagpuize, Berk[shire]” (Muz. Lit., sygn. 2073, k. 58, list z 23 października 1945). Bogumił Szumski wrócił do kraju w 1946 r., który donosi mi, że niestety powrócić mają dopiero z wiosną. Ów obóz jest pod Oxfordem, dokąd Boguś często jeździ. Biedak zbyt się pośpieszył z decyzją, skoro miał czas namyślać się przynajmniej do lutego.
Wczoraj była czwarta środa literacka, na której Wanda Melcer
czytała swoje nowe utwory „awangardowe”. Jak uprzedziła we wstępie, są to opowiadania, których bohaterem jest zbiorowość, jako że „przeżycia i emocje związane z funkcjonowaniem zbiorowości
bezimiennej są o wiele bardziej interesujące, niż jakieś tam osobiste romanse pana Kalasantego z panną Celestyną”. Biedna Melcer, która i w życiu seksualnym słynęła z upodobania do anonimatu7, siusia pod siebie z euforii nad jedynym już anonimatem „społecznym”, który na nią leci. Poważnie mówiąc, chwyt literacki wcale ciekawy i mogący dawać skończenie artystyczne wyniki – tylko wcale nie taki znów oryginalny i nowatorski. M.in. w literaturze rosyjskiej Szczedrin i Czechow celowali w opowiadaniach, których bohaterem jest samo zdarzenie na jakimś małym wycinku biorącej w nim udział mniejszej lub większej zbiorowości. Ale przy największym wysiłku indywidualnego „bohatera” nie da się nigdy uniknąć. Nie uniknęła go też Melcerówna. Pierwszy utwór, który przeczytała, nosił tytuł ZjazdTekstu o tym tytule Wanda Melcer nie opublikowała. i był dość zręcznym, słownym fotomontażem Zjazdu Literatów w Krakowie. Ale kiedy okazało się, że owym „nie do uniknięcia” indywidualnym i to apoteozowanym bohaterem Zjazdu jest Jan Kott (człowiek o wąskiej twarzy z pierwszego rzędu krzeseł), co było przejrzyste nawet dla tych, którzy na Zjeździe nie byli, tylko o nim słyszeli, straciłam ochotę do dalszych utworów i wyszłam po pierwszym. Natomiast nie wiem dlaczego, nabrałam znów ochoty do owego pisma „Warszawa”Maria Dąbrowska opublikowała w 1946 r. w „Warszawie” szkic Conradowskie pojęcie wierności (nr 1, s. 2–4; przedruk w tomie Szkice o Conradzie, Warszawa 1959, s. 148–163); opowiadanie Moja pierwsza wędrówka do Warszawy. (Zanotowane w lutym 1945) (nr 2, s. 1–2, nr 3, s. 3); polemiczny artykuł Obrona Kochanowskiego (nr 7, s. 1–2); odczyt
Teatr w starodawnej Polsce (nr 5, s. 2, nr 6, s. 2).. Mam już dla niego trzy rzeczy: Conrada, Wspomnienie o Żeromskim, a ostatnio napisałam Humor w okupowanej Warszawie. Napisz mi więc koniecznie coś o Wrocławiu lub w ogóle co uważasz za stosowne i przyślij.
Wczoraj na ulicy spotkałam pp. Kelles‑Krauzów (tych z Radomia), którzy spóźnili się na autobus i byli w rozpaczy, bo nie mieli gdzie w Warszawie nocować, a mojego adresu nie pamiętali. Zaprosiłam ich więc do siebie, spali w jadalnym, a Jurek u mnie na kanapce. Dziś zaś będzie znów nocował p. Czekanowski. Tak więc „hotel” w dalszym ciągu odchodzi.
Dlaczego piszesz, że zobaczymy się dopiero latem? Liczę, że o wiele prędzej albo Ty do nas, albo ja do Was przyjadę. A może zimą upatrzysz coś ładnego w owych górach olbrzymich, dokąd można by przysnąć na tydzień, dwa?
Ściskam Cię i całuję.
twoja M.
Przesyłam „Język Polski”.
[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]
Był też z pożegnaniem Krzyś Niemyski. Jedzie z żoną na Dolny Śląsk,
dokąd ma potem ściągnąć rodziców. Jacyś wdzięczni Żydzi ochronieni przez nich wyrobili mu tam skład węgla. Prosił o Wasz adres. Dałam mu.