12 XII
W chwilach przytomniejszych mówię sobie, że przecież nie możesz mnie zapomnieć, że cokolwiek się stanie, jeśli ja nie będę mogła się ruszyć, to przyjedziesz tu na dłużej, że życie się jakoś ułoży. Tu jest b[ardzo] ciężko, dziś nie ma ani mleka, ani chleba, pewnie znowu mleczarz zabity, a chleb ukradziony. Jerzy zorganizował wydział najlepiej z całego 15 listopada 1945 r. na Uniwersytecie Wrocławskim odbył się wykład Ludwika Hirszfelda. Tego dnia o godz. 9.30 w sali 305 wykład we Wrocławiu na Politechnice wygłosił prof. Kazimierz Idaszewski, profesor Politechniki Lwowskiej. Spór o to, czy za inaugurację polskiego życia akademickiego uznać spontaniczny wykład profesora Ludwika Hirszfelda czy wystąpienie profesora Kazimierza Idaszewskiego dla studentów Politechniki, nie znalazł dotąd rozstrzygnięcia. Oficjalna inauguracja roku akademickiego miała miejsce 9 czerwca następnego roku.uniwersytetu, bo wszystkie wykłady ruszyły. Ile to kosztowało energii, trudno opisać, ludzie przyjeżdżają zmęczeni, zhisteryzowani, są kabały polityczne, endeckie, PPR, kt[óra] chce utrącić Kulczyńskiego.
Drogą nad Odrą ciągną wozy sow[ieckie] z łupem. Bez końca: opony, tysiącami konie, wory z mąką, fotele, przyrządy. Małe azjatyckie twarze albo ogromne rosyjskie, o białych oczach.
Bryczką jeżdżą komandirsze, babska wyfutrzone, odęte, z noskami jak kartofelek na twarzy jak tyłek ogromnej.
Dziękuję za kolaborację. Powinnam coś napisać o Wrocławiu, ale zabrnęłam w opowiadanie. Po świętach będę chodziła z Krzyżanowskim, anglistą, do magazynu biblioteki, b[ardzo] się na to cieszę.
Przygotowuję odczyt, a raczej pierwszy odczyt z sesji „nowej prozy”, kt[óry] mam mieć co soboty w TUR-ze. Mam notatki do Berenta ostatnich trzech książek, drugoplanowe postacie z Nocy i dni i Dysk olimpijski Parandowskiego.
Kobiety przy studni nadzwyczaj mi się podobają. Jest to motyw rozdwojenia świadomości. Jak Mira Zim[ińska]: „nie miałam koncertu, bo dostałam chrypkę” i „nie miałam koncertu, bo świnie-ludzie nie interesują się sztuką”.
Oliver żyje i mówi jak ojciec, cieszący się z własnych dzieci, to znowu zachowuje się jak ktoś, kto wie, że to nie mogą być jego dzieci. Osiągnięcie efektu przez omawiania wszystkich rzeczy drugorzędnych, a pomijanie istotnej przyczyny – impotencji.
Anna
15 [właśc. 14] 12. Piątek
Serce moje,
mam w kopercie kilka listów z różnych dni. Dużo tam głupstw i lichoty. Ale postanawiam nie odkładać nic na bok, ale wszystko Ci wysyłać. Stwarza to kakofonię psychologiczną, ale ład jest dziełem sztuki, nie życia. Czasem i w życiu panuje harmonia, ale to są krótkie okresy. Jerzy twierdzi, że moje sikorki to „sczygły”, jak woła mój czteroletni sąsiad; mają żółte brzuchy z czarną pręgą i białe kołnierze, są bezczelne, ale bezczelność u ptaków jest rozkoszna. Przychodzą do samej szyby i stukają dziobem (zewnętrzne szyby są wybite).
Sibelius mi się b[ardzo] nie podoba. To jakby Młoda Polska w muzyce. Co dzień wieczorem słucham przez godzinę koncertu i wtedy ceruję albo, jeśli odbiór jest stały, nawet piszę.
Jerzy przynosi teraz z miasta świetne mięso i to dodaje mi sił. Często śni mi się Lwów i to o dziwo sprzed tamtej wojny, ciotkiAnna i Maria Chrzanowskie, Stasia Adolf[ówna] tzn. Bl[umenfeldowa] i Ty dziwnie zamieszana. Dziś jest pogoda, idę kupić „cadeau” dla ciebie, pewnie jakąś filiżankę, kt[órą] Manteuffel zabierze ze sobą – i b[ardzo] się cieszę. Suis-je bête!
Całuję Cię, droga, cenna i cudna
Anna
piątek w nocyFragment listu od słów „piątek w nocy” pisany ołówkiem.
Droguniu moja biedna, umęczona przez siebie, przeze mnie. Tak żal, tak okropnie żal. Czemuż nie jestem taka, aby ci było po myśli, po sercu, wedle Twojej natury i woli. Leżysz skulona, zmęczona bezsennością. Myśl, że nie lubisz Polnej, zmartwiła mnie, zabolała. Dla mnie to zawsze będzie piękna ojczyzna, te ciemne kąty, do których rzadko zagląda słońce. Pamiętam złote rybki, jak plimkały rano. Słyszałam je tylko raniutko. Tak się zmartwiłam, jak je zabrał Samotyha. Dzitka śpiewająca pod piecem, w twoim pokoju, ławeczka z książek, na kt[órej] siadywałyśmy. Wszystkie powroty, cudne powroty z bijącym sercem. Och, kochana, płakać, płakać bez końca. Taka wyraźna przeszłość, taka nieczytelna przyszłość.