Wrocław, poniedz[iałek], 10 XII 45
Kochana,
może wrzucę ten list, nie doczekawszy się Twojego. Idę do miasta zanieść żelazko do prasowania, kt[óre] już zdołało wywołać krótkie spięcie i przy okazji zajdę na pocztę. Odkryłam b[ardzo] wygodną małą pocztę przy
dworcu Odra, na początku dużej ulicy Mateusza, gdzie jest wiele sklepów i gdzie załatwiam moje małe zakupy. Dziś –13˚.
Jerzy morduje się przy rąbaniu drzewa i szuflowaniu koksu, schudł na wiór. Serce mnie boli, jak widzę, jak on się poniewiera. Na uniwersytecie tysiące kłopotów. Urzędnicy ekonomiczni tylko zajęci łupieniem i kradzieżą, profesorowie dojeżdżający chcą brać drugie pensje, a nie troszczą się, że studentom, jeśli nie mają dosyć godzin potwierdzonych, przepada semestr. Nam ukradziono za dwa miesiące suchy prowiant, wydadzą dopiero rację styczniową, otrzymaliśmy jedynie przydział
UNRRA, tak że do stycznia b[ardzo] anielsko żyjemy.
Syn Porębowicza, b[ardzo] zdolny architekt, wystawia uniwersytetowi rachunki za roboty już zrobione przez kogoś innego. To jest wprost niewiarygodne, zwłaszcza jeśli się znało tych ludzi jako normalnych, przyzwoitych ludzi. Mnie b[ardzo] interesuje matematyczne przedstawienie, ile wynosi suma rabunku mienia państwowego dokonywana przez urzędników, a ile wynosiłaby suma pensji wypłacanych kradnącym. Państwo udające, że 2 czy 3 tys. mogą wystarczyć pracującemu z rodziną, traci szanowność i rozgrzesza z kradzieży, ale min[ister] jest nadal zadowolony z siebie.
Przyjechał rano
Manteuffel. Pociąg spóźnił się o 18 g[odzin]. Czekał na dworcu od 3 rano. Bardzo wyniszczony i wymarznięty. Ocuciłam go dużą filiżanką mocnej kawy.
Wzięłam się w karby i ukróciłam wszystkie żale i rozmyślania, muszę dać radę tym warunkom, nie ma nic innego jak to, co jest. Nie rozumiem odmowy rządu polskiego (
vide Aluzja do działalności księcia Nikołaja Wasiljewicza Repnina Repnin), aby
komisja ang[ielska] zajęła się odszukaniem lotników ang[ielskich] na terenie Polski, kt[órzy] tu zaginęli.
Rzymowski zapomniał to przestrzeżenie, jakiego
Churchill udzielił
Mussoliniemu: Anglia nie reaguje szybko, ale łudzi się ten, kto sądzi, że zapomina
Być może mowa tu o wystąpieniu Churchilla w Izbie Gmin 13 maja 1940 r., w którym premier zapowiedział bezkompromisową walkę z nazizmem..
Sprawa pożyczki amer[ykańskiej] udzielonej Anglii jest zdaje się ogromnej wagi i znaczenie jej przekracza zagadnienia ekonomiczne. Czy słyszałaś
kompozytora fińskiego Sybeliosa (nazwisko piszę tak, jak słyszałam w radiu ang[ielskim]), na mnie zrobiło duże wrażenie. Muzyka jest wielką pociechą i może dziś jedynym głosem nierażącym i na wysokości naszego losu i cierpienia.
Co robisz o tej porze? Jest 12 w południe, jarzące niebo, śnieg i słońce. Co z Twoim gardłem? Nad czym pracujesz? Co myślisz o mnie? Rozumiesz mnie? Jesteś ze mną? Kochana, jesteś wielkim świętem mojego życia i jesteś ze mną.
Anna
Wr[ocław], 11 XII 45
Równocześnie przyszedł list szósty i ósmy. Są zakłócenia w komunikacji.
1) Dziękuję za notkę o mężu
mojej siostry, zaraz napiszę.
2) Spostrzegłam się w drugim czytaniu, że pobałamuciłam
Jurkową matematykę z łaciną.
3) Dziękuję za spis ulubionych Twoich dzieł muzycznych.
4) Jak tylko będzie możliwe, wynotuję Ci o XII w., co się da. Uważam, że powinnaś się leczyć. Pisząc, myśląc, żyjąc tak intensywnie, zużywasz materię nerwową i musisz cierpieć na niedomogę.
Rozpaczam, że Ci nie mogę ciepła przesłać listem. Często spać nie mogę z gorąca i otwieram okno. I pomyśleć, że zamiast ciebie grzeję dwu profesorów, kt[órzy] mnie zanudzają na śmierć, czuję się jak
żona Lota. Obecność
Kulczyńskiej jest błogosławiona, ona jest tak rozkosznie trywialna, ale to z chęci pomocy. Na wszystko zaradzi, wszystkich zna, a za przyjaciół w ogień by poszła.
Maria Kulczyńska została aresztowana przez NKWD w nocy z 8 na 9 stycznia 1945 r. i zesłana do Krasnodonu (Donbas); zwolniona 14 września 1945 r., najprawdopodobniej po interwencji naukowców polskich u Bolesława Bieruta. Pośmiertnie ukazały się jej wspomnienia obozowe Lwów – Donbas 1945 (1989). Zobacz list Wrocław, 3 grudnia 1945Ją wsypał
b[yły] delegat lw[owski], Adam Ostrowski, obecny poseł w Szwecji.
Voilà. Wielu innych wsypanych dotąd
siedzi na Łąckiego. Między nimi
Kowalska myliła się. Profesor prawa, Zbigniew Walenty Pazdro (1873–1939) zginął we Lwowie we wrześniu 1939 r. w wyniku wybuchu bomby. W niewoli pozostawał jego syn, Zdzisław Pazdro (1903–1987), hydrogeolog, profesor Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Był aresztowany dwukrotnie: w 1943 r. przez Gestapo i w 1945 r. przez NKWD, następnie więziony w Złoczowie, skąd miał zostać zesłany w głąb ZSRR; zwolniony w 1946 r. na skutek starań Politechniki Gdańskiej.profesor prawa Pazdro.
Ruchy są bardzo ograniczone. Po zmroku nie można wychodzić, bo można stracić płaszcz i gorzej. Opodal są koszary sow[ieckie], więc okolica obfituje w rozmaite „maruderstwa”, najbardziej cierpią sklepy. Nie mogę powiedzieć, że jest jakieś obiektywne niebezpieczeństwo, ale się boję wieczorami i to nie jest przyjemne. O parę kroków przy willi
Rektorem Uniwersytetu Wrocławskiego był wówczas Stanisław Kulczyński.rektora jest nasza milicja, ale ona strzela na wiwat, gdy przechodzi ich kochanka Niemka; młode Niemki są bezczelne, zwłaszcza te, kt[óre] sypiają z milicjantami. Dziwne są losy zwycięzców na świecie. Radio donosi o strajkach na kuli ziemskiej, nawet w Australii ludzie świecą świeczki, bo nie ma elekt[ryczności]. To nudne, po każdej wojnie to samo.
Po dwu dniach mrozu wicher i deszcz. Mój rododendron odżył.
Pełno bezczelnych sikorek. Gdy był śnieg, miałam wrażenie, że jestem w bajce Andersena. Nieśmiało zaczynam sobie opowiadać, że będziesz ze mną chodziła jakimś ciepłym popołudniem wiosennym, tu są urocze uliczki. Może mnie nie zapomnisz, nie znielubisz do tego czasu. Ja czuję się b[ardzo] źle, ale wciąż nie mam odwagi iść do lekarza. Oczywiście
Marysia Kulcz[yńska] się tym zajmie w końcu. Czemuż trzeba być tak bez końca dzielną.
Anna
wtorek
Nie udało mi się wrzucić listu. O ósmej rano przyszły cztery Niemki na sprzątanie, wyszorowały schody od strychu do piwnicy, wymyły trzy pokoje, natarły pastą, wyfroterowały, umyły okna. Jeszcze dwa pokoje są w remoncie. Zostawiłam im klucz i wyszliśmy po deputat. Rozkoszna niespodzianka: 1 kg kawy, 10 dkg herbaty, wino owocowe, 3 kg marmolady z agrestu, 5 kg smalcu i cukier.
Jerzy wsadził mnie do tramwaju, a sam poszedł na wykład. Upiekłam natychmiast ciastka, nasmażyłam sznycli, upaliłam kawy i wypiłam, aż serce zrobiło mi się jak stalowa sprężyna. Dla elektrowni musieliśmy obliczać kontakty i lampy i to nas zawiodło na strych, gdzie znalazłam kapelusz męski, b[ardzo] miękki, wyczyściłam go szczoteczką do zębów (
Jerzego) i benzyną, wywróciłam na lewą stronę, wypatroszyłam, okręciłam grubą włóczką w trzech kolorach – i oto – mam kapelusz na zimę!
Teraz jest godzina piąta popołudniu i przez gałęzie leszczyny, kt[órą] obsadzony jest taras (będzie można opalać się nago), widać niebo niebieskie, szafirowe, już bez słońca – nocna niebieskość, ale dziwnie pełna soczystości i cudownie blednąca na zachodzie w seledyn, leciusieńko podrumieniony z dołu. Ale najcudowniejsze są same czarne gałązki na tej szafirowej nieruchomości. Patrząc przez chwilę, można się zachwycić światem i czuć się bez winy. Takie nieba pamiętam z dzieciństwa z Wigilii, zanim ujrzeliśmy gwiazdę.
Kochana, czemuż nie możesz ze mną stać przy tym oknie? Ale czuję Cię, kocham i błogosławię, moje niespokojne serce.
A.
wtorek w nocy
Czyż tak nic a nic nie umiem wyrazić, że mogłaś pomyśleć, że Twoje listy są za częste, za długie, za szczegółowe? Co za szaleństwo! Guzik od kurtki Wyglądały więcej mnie obchodzi niż cały
Wrocław. Wszyscy mogą być przy Tobie, tylko właśnie ja nie mogę. Kochana, ja żyję z największym wysiłkiem. Ledwie te słowa coś znaczą wobec tej już nie nudy, ale wprost nieistnienia czegokolwiek poza tobą. Budzę się w nocy, płacząc, i gdy tylko jestem sama, płaczę, płaczę, płaczę. Zagubiłam się zupełnie. Nieraz słyszałam, jak Żydzi przeklinając się, mówili: „żeby przyszedł na ciebie zły rok”. Otóż to jest mój zły rok. Nie chcę pisać, jak zły.
Warszawa. Mój Boże, jeśli pisałam, że za żadne skarby nie chcę jej widzieć, to nie dlatego że przestała mi być droga, tylko że tak strasznie ciężko było mi oderwać się od jej murów i gruzów.
Miła, jedyna moja. Nie umiem już żyć własnym życiem, tylko twoje życie, twoje istnienie mnie interesuje – po prostu tylko ono istnieje. Duszę się sama w sobie. Mogłabym powiedzieć: nie ma mnie.
Listy są pełne sprzeczności, ale sprzeczność istnieje w sytuacji, którą bez przesady można nazwać dramatyczną. Aby móc żyć, muszę przywyknąć do tutejszych warunków i wyrzec się myśli o
Warszawie.
Co piszesz, co za bezsens o moim krytycznym patrzeniu na ciebie. Nic nie rozumiałaś. Cały dzień, czy byłaś miła, czy nie, zręczna, szalona, cudowna, mądra, tetryczna, myślałam niecierpliwie, nie widząc i słysząc ludzi i wydarzeń, kiedy będę Cię mogła trzymać w ramionach. Nic innego nie istniało, myślałam i czekałam cały dzień tylko na to. Reszta była konwenansem i – stratą czasu. Resztę muszę sobie przypominać, a tamto pamiętam. Ty to nazywałaś temperamentem, ja przeznaczeniem. Wiem najlepiej, jak to było jednostronne i beznadziejne. A ja na wiosnę byłam dość szalona, żeby uwierzyć, że może być inaczej. Czemu się gniewasz, nie ty tęsknisz, nie ty pragniesz.
Moje uczucia się nie zmieniły, ale zmieniło się całe nastawienie na sprawy losu i życia. Mój nieudały plan warszawski to jest także zwykła życiowa klęska, klęska upodobań, ambicji, miłości własnej. To jest drażliwa sprawa i nie lubię o tym mówić.
Jakkolwiek gwałtownie zaprzeczysz, to wiem, że czekałaś na mój wyjazd, że moja obecność obciążyła twoje nerwy, to mnie peszyło, ale to oczywiście głupstwo.